Średnia wieku mężczyzn zgłaszających się do lekarzy seksuologów to 30 lat. Ale najmłodszy pacjent Zbigniewa Raja miał 17 lat. Prosił o szybką naprawę penisa.

Poradnia w Kielcach. W poczekalni siedzi trzydziestoletni Mariusz. Barczysty, dobrze ubrany. Od roku nie współżyje z narzeczoną. Pokazuje jej zdjęcie na Instagramie.

– Piękna. Jak modelka – mówi. – A ja jedyne, co mogę, to sobie na nią popatrzeć.

Przyjechał aż z Łowicza. Najpierw ze swoim – jak mówi – wstydliwym problemem zgłosił się do urologa, bo w okolicy tylko taki lekarz przyjmuje na NFZ. Urolog odesłał go do lekarza seksuologa, ale w Łowiczu takich brak. Są wprawdzie psycholodzy seksuolodzy, ale Mariuszowi zależy na kimś, kto wypisze receptę na lek, który szybko załatwi problem. Psycholog nie ma takich uprawnień.

– Lekarza z Kielc wybrałem dzięki poleceniu ze strony znanylekarz.pl – mówi Mariusz i pokazuje opinię na swoim iPhonie: „Przestałem być mężczyzną nie tylko dla mojej ówczesnej żony, ale i dla innych kobiet. Dużo mięśni, ale jak przychodziło do sytuacji intymnych… porażka. Do tego, z powodów wiadomych doszła depresja. Doktor wyciągnął mnie z obu chorób. Wielu moich kumpli się wstydzi do tego przyznać, ale ja wiem, że wszyscy mamy z tym problem. Dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam ogromnie”. Podpisane: Spełniony Wiktor.

– Może i mi przepisze coś, co przywróci mi wiarę w siebie. Czyli w sprawność mojego penisa – mówi Mariusz.

I wchodzi do gabinetu.

Średnia wieku mężczyzn zgłaszających się do lekarzy seksuologów to 30 lat. Ale najmłodszy pacjent specjalisty seksuologa z Lublina, Zbigniewa Raja, miał 17 lat. Zgłosił się z prośbą o jak najszybszą naprawę penisa.

– Byłem zdumiony, bo o problemach z erekcją wiedział bardzo dużo. Widać było, że wiele o tym czytał – mówi Zbigniew Raj, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej i Fundacji Promocji Zdrowia Seksualnego. – Problem w tym, że wiedzę, jak powinno wyglądać życie seksualne i jak radzić sobie z problemami, czerpał wyłącznie z internetu.

Konkretnie: najpierw ze stron porno, a potem z rozmaitych samopomocowych forów dla mężczyzn. A tam, jak mówi Zbigniew Raj, facet jest sprowadzany do hydrauliki. Czuje się mężczyzną, jeśli jego penis jest sprawny. Traci na wartości, kiedy pojawiają się problemy z przedwczesnym wzwodem, problemem z jego utrzymaniem albo w ogóle z jego osiągnięciem. Wstyd komuś o tym powiedzieć, wstyd przyznać się do słabości partnerce albo przyjacielowi. Najłatwiejsze i zapewniające dyskrecję jest połknięcie środka na potencję. Na przykład reklamowanego i dostępnego bez recepty preparatu zawierającego sildenafil (wcześniej viagra).

Może przepisze mi coś, co przywróci mi wiarę w siebie. Czyli w sprawność mojego penisa – mówi Mariusz i wchodzi do gabinetu seksuologa

– Siedemnastolatek nie chciał się bawić w półśrodki. I – na swoje szczęście – nie sięgał po rozmaite, dostępne w sieci podróbki viagry. Prosił o wypisanie recepty na sprawdzony lek na potencję – opowiada Zbigniew Raj. — Odesłałem go do psychologa, bo jego problemy nie dotyczyły ciała, ale emocji. Po pierwsze, miał zaniżoną samoocenę, po drugie był o krok od uzależnienia od internetowego porno, które traktował jako sposób na regulację emocji. Po trzecie, jego relacje z realnymi kobietami – wzorowane na porno – nie były właściwe. Traktował je instrumentalnie, jako obiekty do zaspokajania potrzeb. Nie jak ludzi.

Paweł Komar, psychoterapeuta analityczny i seksuolog z Laboratorium Potrzeb, przyznaje, że takich mężczyzn jest coraz więcej. I są coraz młodsi.

– Do gabinetów seksuologów trafia właśnie pokolenie, które wychowywało się ze smartfonem w ręku – mów Paweł Komar. – Mężczyźni z tego pokolenia dorastają, oglądając powszechnie dostępne, internetowe porno. I są przekonani, że ich życie seksualne ma przypominać filmy dla dorosłych. Jeśli nie przypomina – a zazwyczaj tak jest – szukają winy w sobie. Czyli w swoim penisie, który powinien być gotowy na wielogodzinne maratony seksu. Niekoniecznie z realnymi partnerkami.

Do Pawła Komara przychodzą – często odesłani do niego przez psychoterapeutów, psychiatrów i urologów – mężczyźni uzależnieni od masturbacji przy internetowym porno. Ich ciągi masturbacyjne trwają nawet 4 godziny, podczas których – niczym w filmie pornograficznym – robią stop-klatkę, czyli zatrzymują się w fazie plateau, drugiej z czterech faz podniecenia seksualnego między ekscytacją a orgazmem. Jeśli po latach takiej eksploatacji ich penis odmawia posłuszeństwa, czują, że życie nie ma sensu.

– Wielogodzinne sesje masturbacji to dla nich forma regulacji i ukojenia. Na początku wydaje się to idealny sposób na kontrolę, z czasem ta aktywność przejmuje nad nimi władzę i wpływa na funkcjonowanie w świecie. Kiedy doświadczają niepowodzeń, zalewa ich masa trudnych uczuć, przed którymi uciekali – mówi Paweł Komar. – Wtedy zamiast się zatrzymać, dociskają pedał gazu i sięgają po mocniejsze bodźce. Albo idą do lekarza seksuologa po lek na potencję. Kieruje nimi potrzeba udowodnienia za wszelką cenę, że są tacy, jak o sobie fantazjują, co powoduje, że zapętlają się w spirali udowadniania i porażek.

– Bardzo mi szkoda tych mężczyzn – mówi lekarz seksuolog z Kalisza, Jerzy Celer. – Dostają łatwy dostęp do internetu z jego jasnymi i ciemnymi stronami, ale nikt nie daje im rzetelnej wiedzy na temat seksualności. W szkołach lekcje wychowania w rodzinie są dla nielicznych, czyli tylko jeśli rodzice się zgodzą. W kościele i mediach prawicowych rozmowy o seksie z młodymi mężczyznami są traktowane jak zło. Oczekuje się od nich, że do 18. roku życia nie będą się interesować seksem, a potem nagle staną się sprinterami w maratonach seksu. To dla nich niezwykle frustrujące i nic dziwnego, że zostawieni sami sobie usiłują jakoś sobie radzić. Najczęściej – niestety – idąc na skróty, czyli wyobrażając sobie, że leki pomogą na wszystko.

Jerzy Celer przyznaje, że do jego gabinetu trafiają mężczyźni, którzy przeszli z ciemnej na jasną stronę mocy. Czyli przeszli od porno do realu: związali się z kimś. Uprawiają seks partnerski. Niestety, codziennie powtarzana lekcja internetowego porno wryła im się mocno w pamięć. Nie myślą o seksie jako o bliskości z drugim, skomplikowanym człowiekiem. Nie umieją być uważni na potrzeby partnerek, ale też własne.

– Proszą o leki na potencję, jeśli nie mają codziennie ochoty na seks, bo przecież mężczyźni z filmów porno mogą uprawiać seks całą dobę. Nie zastanawiają się, dlaczego nie mają ochoty na seks z partnerką, z którą są w trwającym od kilku tygodni konflikcie albo mają ciche dni – wymienia Celer. – Proszą też o leki dla siebie, jeśli ich partnerki nie mają orgazmu. Boją się, że to z powodu ich penisa. A one nie czują przyjemności z seksu, bo mężczyzna wychowywany na porno zapomina na przykład o grze wstępnej! Jego filmowy wzór nie bawi się przecież w takie rzeczy, wystarczy tylko, że zrzuci spodnie, a partnerka będzie zachwycona!

Doktor Celer wie, co mówi, bo jest nie tylko seksuologiem, ale też ginekologiem. Często rozmawia z pacjentkami na temat ich problemów z partnerami. A dla nich największym problemem nie jest częstotliwość zbliżeń, ale fakt, że mężczyźni nie potrafią komunikować swoich potrzeb. Często nie mają w ogóle do nich dostępu. Nie wiedzą, co im sprawia przyjemność, co lubią, jak chcą być dotykani, a jak nie. W łóżku nie tworzą bliskości, tylko odtwarzają scenariusze znane z filmów, w których nie mężczyzna, tylko jego penis jest bohaterem numer jeden.

Celer przez lata spotykał się z młodzieżą w kaliskich szkołach. Opowiadał o antykoncepcji, ale też prosił, aby uczniowie anonimowo, na karteczkach zadawali mu pytania.

Był poruszony, bo widział, jak młodzi mężczyźni, jak mówi, wyrastali na przyszłych chamów seksualnych. Nie mieli pojęcia o podstawowych sprawach dotyczących swojej fizjologii, np. o polucjach, ale byli przekonani, że dziewczyna na pierwszej randce powinna zgodzić się na seks oralny.

– Winę za to ponosi nie tylko system szkolny, ale też styl wychowania. Czyli wzory wyniesione z domu – mówi Jerzy Celer. – Chłopak, którego rodzice nie rozmawiali ze sobą ale delegowali zadania, nie przytulali się, ale mijali w drzwiach, a przede wszystkim nie widzieli swoich potrzeb, wyrośnie na chłodnego i wycofanego mężczyznę. Taki mężczyzna szybciej złapie – płynący z internetowego porno – przekaz, że kobieta nie pragnie jego, tylko jego penisa. To łatwiejsze niż przyznanie się do lęku przed relacją. Dlatego, kiedy coś w związku szwankuje, nie pójdzie do psychologa, tylko zgłosi się po leki. Viagra pewnie mu pomoże. Ale to tylko połowa sukcesu, bo pozwoli uzyskać wzwód, ale nie pozwoli tak skutecznie jak praca z psychologiem dotrzeć do źródła problemów.

Do długiej listy problemów młodych mężczyzn dochodzi również przekonanie, że prawdziwy facet – żeby zdobyć i utrzymać kobietę – musi mieć atletyczną sylwetkę. Najchętniej zbudowaną szybko, bez spędzania godzin na siłowni. A to możliwe tylko dzięki sterydom, min. popularnemu „teściowi”, czyli testosteronowi, estrogenom, hormonom wzrostu i insulinie.

Jerzy Celer mówi, że miał wielu pacjentów, którzy chcieli zaimponować kobiecie właśnie dzięki muskulaturze. Nie mieli jednak pojęcia – bo kto miałby im o tym powiedzieć – że sterydy może i zbudują muskuły, ale mogą doprowadzić do obkurczania jąder. I problemów z erekcją. W ostateczności do impotencji.

– Kilka lat temu przyszła do mnie para – wspomina lekarz. – Oboje bardzo atrakcyjni, wysportowani, z niezłą pracą. Ona została w poczekalni, on wszedł do gabinetu. Prosił o pomoc, bo – jak to ujął – od trzech miesięcy nie wie, do czego służy penis. Boi się, że stał się inwalidą i dziewczyna go zostawi. Był zdziwiony, kiedy pytałem o sterydy, używki i tempo życia. Nie miał pojęcia, że to wszystko może wpływać na seks.

Mariusz, który właśnie wychodzi z gabinetu seksuologa w Kielcach, przyznaje, że oprócz recepty dostał namiar na dobrego psychologa seksuologa. Problem w tym, że psycholog jest kobietą, mieszka w Łowiczu, a Mariusz powinien się do niej zgłosić razem ze swoją partnerką. Terapia par mogłaby pokazać Mariuszowi, że relacja nie polega na imponowaniu muskulaturą czy częstotliwością seksu. Być może dowiedziałby się też, czego naprawdę w łóżku oczekuje od niego partnerka.

– W sumie to byłoby ciekawe, bo nigdy ją o to nie spytałem. Ale nie wiem, czy się przełamię i pójdę z narzeczoną do tej terapeutki – mówi Mariusz. – Wstyd może być silniejszy.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version