– Konfederacja miałaby szansę nie tylko na pojawienie się w sejmiku, ale też na dojście do realnej władzy. Oczywiście pewnie jeszcze nieraz usłyszymy o nich, że chcą wywracać stolik, ale zauważmy, że już teraz w niektórych dużych miastach bez większego problemu są na wspólnych listach z PiS – mówi dr Maciej Onasz, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.

Dr Maciej Onasz:W sondażach jeszcze tego aż tak bardzo nie widzimy, ale niewątpliwe, jeśli te protesty będą utrzymywane, to ten wpływ będzie coraz bardziej wyraźny. Pamiętajmy, że jesteśmy jednak cały czas na początku procesu i dopiero ostatnio mieliśmy do czynienia z pierwszymi nasilonymi akcjami w większych miastach czy na drogach krajowych.

— Tak i bardzo istotne będzie to, jak poszczególne strony rozegrają to pod kątem przekazu i narracji. Kluczowe jest pytanie o to, na kogo przerzucona będzie odpowiedzialność? Oczywiście rządzący wskazują swoich poprzedników z PiS, ponadto często pojawiają się wskazania o inspirację protestów ze strony Kremla. Przynajmniej w pewnej mierze jest to zagrożenie rzeczywiste.

— Na rolników to nie działa, natomiast dla szerszej publiczności jest to zrozumiałe i dlatego strona rządowa przywołuje ten argument. Bardzo nie chcą przecież, żeby wina za to, że ludzie stoją w tych korkach, spadła na nich. Należy jednak pamiętać, że treści przedstawiane w trakcie trwających protestów wyraźnie wpisują się w narrację Kremla. Szczególnie wtedy, gdy pojawiają się ataki wymierzone w Ukrainę i Ukraińców.

— Tak, odpowiedzialność za sytuację w polskim rolnictwie rozkłada się między różne podmioty. Oczywiście w największej mierze spada na poprzednią ekipę, jako że nowa nie miała zbyt wiele czasu, żeby cokolwiek zrobić. Z drugiej strony oni przecież też nie rządzą od wczoraj, a rolą władzy zawsze jest to, aby konflikty rozwiązywać. Konfederacja stoi z boku i jest w wygodnej sytuacji, bo tam, gdzie pojawia się karta antybrukselska, ta partia zyskuje najwięcej. To jedyne ugrupowanie otwarcie antyunijne.

— W części sondaży faktycznie widzimy, że rośnie poparcie dla Konfederacji. Weźmy pod uwagę nadchodzące wybory samorządowe. Wzrost tego poparcia dotyczy najprawdopodobniej tych regionów, w których od lat eurosceptycyzm jest na względnie wysokim poziomie. To województwa na wschodzie i południu kraju, w których prawica, również ta radykalna, cieszy się strukturalnie wyższym poparciem.

— Tak, to jest ten punkt, gdzie Konfederacja miałaby szansę nie tylko na pojawienie się w sejmiku, ale też na dojście do realnej władzy. Oczywiście pewnie jeszcze nieraz usłyszymy o nich, że chcą wywracać stolik, ale zauważmy, że już teraz w niektórych dużych miastach bez większego problemu są na wspólnych listach z PiS.

Nie odrzucałbym scenariusza, w którym Konfederacja poszukiwałaby porozumienia w sejmiku z Koalicją Obywatelską czy Trzecią Droga, jeśli w podlaskim sejmiku zabraknie Lewicy. Gdy pojawi się możliwość uzyskania władzy – będą gotowi porozumieć się z tą stroną, która zaprezentuje lepszą ofertę. Pamiętajmy, że Koalicja czy Trzecia Droga podchodzą do Konfederacji łagodnie, nie chcąc zamykać sobie dróg ewentualnego porozumienia. Jedynie stanowisko Lewicy jest jednoznaczne i wykluczające taki scenariusz.

— Część być może tak, ale PiS jest w bardzo trudnej sytuacji. To na nich spada odpowiedzialność za osiem ostatnich lat. Ten skręt o 180 stopni względem wcześniejszych wypowiedzi nie będzie wiarygodny dla ogromnej części rolników. PiS oczywiście będzie próbował rozgrywać te protesty na swoją korzyść, choćby dlatego, że chodzi o strukturalny elektorat. Zaznaczmy, że pamięć wyborców jest dosyć ulotna, więc w jakiejś mierze PiS-owi może trochę uda się przebić z nową narracją. Nawet jeśli na tym nie zyskają, to zminimalizują straty.

— Tutaj niektóre elementy wskazują na to, że rządzący grają na przeczekanie. Według założenia, że rolnikom w końcu się znudzi albo będą zmuszeni udać się do prac w gospodarstwach i protesty same wygasną. W dodatku w kontekście wyborów samorządowych nie są to potencjalni wyborcy Koalicji Obywatelskiej.

— PSL-u jak najbardziej, ale partia Donalda Tuska, gdyby w pełni skapitulowała przed rolnikami, nie wywołałaby dużego entuzjazmu w swoim wielkomiejskim elektoracie. Bo z jednej strony mamy duże poparcie dla protestów rolniczych, ale gdy już przychodzi do bardziej konkretnych spraw, czyli możliwych rozwiązań, to sytuacja nie jest aż tak jednoznaczna. Pamiętajmy, że wiązałoby się to już z konkretnymi wydatkami na wsparcie gospodarstw rolnych, a to mogłoby wywołać negatywne emocje w elektoracie KO. PSL natomiast stoi tutaj w rozkroku. Jest częścią koalicji, ma poglądy prounijne, nie chce wejść w narrację antyukraińską, a tym bardziej jakkolwiek prorosyjską skoro szef partii kieruje resortem obrony narodowej, a aktualny wróg Polski jest bardzo jasno zdefiniowany.

— Premier przez dłuższy czas nie angażował się mocno w ten konflikt. Dopiero ostatnio się zaktywizował. I dziś widać, że to on podejmuje najważniejsze decyzje, takie jak zwołanie czwartkowego szczytu z rolnikami.

— Zostało bardzo mało czasu do 7 kwietnia, co skłaniałoby nas do konkluzji, że jakiejś ogromnej zmiany nie będzie. Z drugiej strony jest jeden punkt na tej osi, który daje taki potencjał. Są to oczywiście Święta Wielkanocne. Bo co jeśli ogromne natężenie protestów będzie miało miejsce właśnie wtedy, tuż przed wyborami?

— Jeśli w jakimś aspekcie ludziom posypie się Wielkanoc, to może to mieć znaczenie. Może i na krótką metę, ale przecież wybory będą tydzień później.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version