Coraz więcej młodych ludzi przechodzi udary. Ich rehabilitacja daje lepsze efekty niż u starszych, bo mózg jest bardziej plastyczny. Ale i tak droga do samodzielności to miesiące ciężkiej pracy.
Pamiętasz pierwszy spacer dookoła szpitala? – pyta fizjoterapeutka Barbara Piotrowska. – Oj, to było wydarzenie, wyzwanie. Myślałem, że nie dam rady, a teraz codziennie 15-20 razy samodzielnie wieczorem chodzę wokół szpitala i do parku – mówi 32-letni Patryk. W sierpniu ubiegłego roku Patryk doznał udaru.
– Położyłem się spać wcześniej niż zwykle, bo delikatnie głowa mnie bolała. W nocy się przebudziłem. Chciałem wstać do toalety. Zacząłem się powoli poruszać. Spadłem z łóżka. Byłem otumaniony. Prawa ręka i noga były jakieś inne, zdrętwiałe. Pomyślałem, że może gdy trochę poleżę, to mi przejdzie – opowiada Patryk. W szpitalu dostał leki. Miały rozpuścić zakrzep, który zatkał naczynie krwionośne doprowadzające krew do mózgu. Zrobiono mu też całą serię badań, aby ustalić, dlaczego doszło do udaru. Sprawdzano, czy w sercu nie ma dziury, a może ma jakieś mutacje w genach, które predysponują do blokowania naczyń krwionośnych. Przyczyny nie znaleziono.
We wrześniu Patryka przewieziono ze szpitala do ośrodka rehabilitacyjnego. – Gdy do nas przyjechał, był pacjentem leżącym. Nie był w stanie siedzieć ani chodzić. Prawa strona całkiem unieruchomiona. Jedyny ruch, jaki był w stanie wykonać, to delikatne kiwnięcie kciukiem – wspomina Barbara Piotrowska, kierownik Działu Fizjoterapii Szpitalnej w Bonifraterskim Centrum Medycznym w Marysinie. Patryk miał też kłopoty z pamięcią. Dawne wydarzenia doskonale pamiętał, ale nowe szybko zapominał. – Nie wiem, czy to przez leki, czy z innego powodu, ale o te same rzeczy pytałem parę razy. Po 10 minutach nie pamiętałem, że o czymś już rozmawialiśmy – mówi Patryk.
Oskarżony – styl życia
Młodych ludzi, którzy doznają udaru i wymagają rehabilitacji, niepokojąco przybywa. – Z danych Ministerstwa Zdrowia i NFZ za lata 2010-2019 wynika, że nastąpił znaczny wzrost zachorowalności na ostre udary u młodych dorosłych, czyli osób w wieku 18-44 lata, a największy w grupie między 35. a 44. rokiem życia – mówi prof. Bartosz Karaszewski, kierownik Katedry Neurologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Międzynarodowe dane pokazują, że w zależności od regionu 10-14 proc. wszystkich udarów mózgu występuje u osób poniżej 50. roku życia.
– U nas już jedną trzecią pacjentów po udarach stanowią ludzie młodzi do 40. roku życia – szacuje Wojciech Lipnicki, dyrektor Bonifraterskiego Centrum Medycznego w Marysinie. – 15 lat temu, kiedy zaczynałam tutaj pracę, trafiał się jeden lub dwóch takich pacjentów. A przyczyną ich udaru były tętniaki lub wady serca. Obecnie często nie wiadomo, dlaczego mieli udar – mówi Barbara Piotrowska. Częstym powodem jest styl życia. Młodzi ludzie dzień spędzają przed komputerem, telewizorem, w samochodzie, jedzą fast foody, piją energetyki, żyją w stresie, nie wykonują badań kontrolnych, np. morfologii krwi, ciśnienia, piją i palą.
Słowa fizjoterapeutki potwierdza prof. Karaszewski. – W naszej populacji coraz wcześniej występują choroby będące klasycznymi czynnikami ryzyka udaru, takie jak nadciśnienie tętnicze, zaburzenia metabolizmu tłuszczowego, otyłość czy cukrzyca – wymienia profesor. Podkreśla istotną rolę używek, a przede wszystkim palenia tytoniu. – Jest ono najważniejszym czynnikiem ryzyka udarów z listy „styl życia” – dodaje.
Z młodymi ludźmi jest jeszcze jeden problem – zbyt późno zgłaszają się do szpitala. Wielu z nich nie łączy wczesnych objawów z udarem, np. bólów głowy czy zaburzeń widzenia podobnych do tych, jakie pojawiają się przy migrenie. Ponadto 80 proc. udarów zdarza się we śnie między godziną 2 a 4 nad ranem. Wtedy bywa, że na skuteczną pomoc, dzięki której pacjent wraca do sprawności, jest już za późno. – Zabieg trombektomii, czyli odblokowania zatkanego naczynia krwionośnego, można wykonać do 10 godzin od wystąpienia objawów. Później się go nie wykonuje, bo po tym czasie niedokrwiona partia mózgu jest całkowicie wyłączona i zabieg może przynieść pacjentowi więcej szkody niż pożytku – tłumaczy dyr. Lipnicki.
Zawalił się świat
Rehabilitacja daje lepsze efekty u młodych pacjentów niż starszych, bo ich organizm jest bardziej wydolny, a mózg bardziej plastyczny. – Ale pod warunkiem, że chcą ćwiczyć. Młodzi często wpadają w depresję. Są źli na cały świat. Życie było przed nimi, a teraz zawalił im się świat – mówi Barbara Piotrowska. Niektórzy najchętniej położyliby się w łóżku i przeczekali ten stan, ale tak się nie da.
– Miałam pacjenta z przerwanym rdzeniem kręgowym. Był w ciężkiej depresji. Przyjechał na ćwiczenia na wózku i mówi: „Po co ty ze mną ćwiczysz, ze mnie już nic nie będzie”. Powiedziałam mu, że albo może gnić w łóżku, albo wziąć się do roboty i żyć. A on, że nie chce żyć, bo po co mu takie życie. Dwa dni chodziłam do niego i przy łóżku go rehabilitowałam, bo powiedział, że ćwiczyć nie będzie. Na trzeci dzień przychodzę, a on mnie przeprasza i mówi, że jednak będzie ze mną ćwiczyć. Dziś jest spawaczem, jeździ aktywnie na wózku, prowadzi samochód, jeździ na wycieczki. Robi wszystko to, co w pełni sprawny człowiek. I dzwoni do mnie od czasu do czasu i mówi: „uratowałaś mi życie” – opowiada Barbara Piotrowska.
Na początku Patryk też był w stanie depresyjnym. Nie chciał ćwiczyć. – Nie ma co się dziwić. W jednej chwili z osoby supersprawnej stał się uzależnioną od innych – mówi Barbara Piotrowska. Po spotkaniach z psychoterapeutą depresja minęła, a wraz z opanowaniem każdej kolejnej umiejętności przybywało zapału do ćwiczeń.
Pierwsze kroki
Rehabilitacja osób po udarze w ramach NFZ trwa 16 tygodni, ale ośrodek może wystąpić o jej przedłużenie na kolejne 16 tygodni, jeśli pacjent robi postępy. – Najważniejszy jest pierwszy rok po udarze. To tzw. złoty okres. W tym czasie można dokonać zmian w mózgu, zmusić mózg do tego, aby jedne ośrodki przejęły funkcje tych wyłączonych w wyniku udaru. Wtedy pacjent ma szansę na powrót do dawnego życia. Potem zmiany w mózgu się utrwalają. Organizm uczy się żyć z dysfunkcjami, których nabył w wyniku udaru – tłumaczy Barbara Piotrowska.
Pierwszy raz droga do pokoju bez wózka to była wyprawa. Dwa piętra z dołu na górę chyba z godzinę szedłem – opowiada 32-letni Patryk o rehabilitacji po udarze
Pacjent w Marysinie jest pod opieką dwóch terapeutów, którzy pracują z nim na zmianę, opracowują indywidualny zestaw ćwiczeń zależny od możliwości pacjenta i postępów, jakie robi. – Choroba przychodzi nagle i nie wiadomo skąd, ale aby naprawić jej skutki, to trzeba się naprawdę napracować. To praca na miesiące, a bywa, że i na lata. Z Patrykiem zaczynaliśmy od stawiania pierwszych kroków z wysokim balkonikiem, na którym można się oprzeć, bo ręce są na wysokości klatki piersiowej – mówi Barbara Piotrowska.
– Na początku było ciężko. Mokrzutki ciągle byłem, bo z jednych ćwiczeń na drugie chodziłem – opowiada Patryk, który przed udarem był przyzwyczajony do ruchu. Pracował jako dekarz, biegał po dachach. – Jeśli pacjent przed chorobą był aktywny, to dużo łatwiej jest mu powrócić do tego, co było przed udarem. Mięśnie są nauczone pracy i człowiek jest przyzwyczajony do wysiłku. Patrykowi nie przeszkadzało, że jest spocony, zmęczony, bo wiedział, że to jest „dobry ból”. Widział efekty ciężkiej pracy – tłumaczy Barbara Piotrowska.
Najpierw musiał nauczyć się stawiać bezładną nogę. Pomóc jej, aby zrobiła ruch, nauczyć ją prawidłowo obciążać, a to jest żmudna praca. – Ale już po tygodniu, może dwóch Patryk zaczął chodzić, podpierając się kijem pasterskim. Dzięki temu nie przenosił ciężaru ciała na jedną stronę, tę zdrową. Musiał iść w pionie, o własnych siłach – mówi fizjoterapeutka. Najpierw był w stanie przejść pół korytarza, potem cały. – Jako dziecko w tej piwnicy po tych korytarzach biegałem z kolegami, bo tu festyny się odbywały. A teraz jest szpital, a w piwnicy sale do ćwiczeń i rehabilitacji – wspomina Patryk.
Gdy opanował chodzenie po płaskim, zaczęła się nauka chodzenia po schodach. Wchodził na półpiętro, potem na piętro. Później było kolejne wyzwanie. Fizjoterapeutka zabrała Patrykowi wózek, którym przyjeżdżał na ćwiczenia. Ćwiczył, chodził, a potem siadał na wózek i tak się poruszał. – Pierwszy raz bez wózka droga po ćwiczeniach do pokoju to była wyprawa. Dwa piętra z dołu na górę chyba z godzinę szedłem. Miałem tylko kij, by na nim się wspierać i nie potykać. To była masakra – mówi Patryk.
Pomocny robot
W połowie stycznia Patryk zaczął ćwiczyć na lokomacie, specjalnym urządzeniu, na którym pacjenci uczą się prawidłowo chodzić. Urządzenie przypomina bieżnię, ale ma oparcie na ręce. Pacjentowi zakłada się kamizelkę i uprząż, która go odciąża, oraz opaski na nogi, które rejestrują ruch. – Automat wymusza prawidłowy ruch. Pacjent neurologiczny nie czuje bowiem, jak stawia stopę, jak porusza nogą – tłumaczy Barbara Piotrowska.
Po każdym ćwiczeniu komputer lokomatu zapisuje wszystkie elementy chodu. – Możemy sprawdzić, jakie postępy robi pacjent – wyjaśnia fizjoterapeutka. Zerkamy na raporty z ćwiczeń Patryka. Półtora miesiąca temu za pierwszym razem przeszedł niecałe 400 metrów. Zajęło mu to pół godziny. W dniu, w którym się spotykamy, przeszedł w pół godziny kilometr z prędkością 2,4 km/h. – To dobre tempo – mówią zgodnie terapeutki, które przygotowują kolejnego pacjenta do zajęć na lokomacie. Jan, postawny mężczyzna, który kilka tygodni temu przeszedł udar, będzie ćwiczył po raz pierwszy. Po zaledwie 10 minutach jest tak zmęczony i zlany potem, jakby pracował fizycznie przez cały dzień. A przeszedł jedynie kilkadziesiąt metrów. – Nawet osobom zdrowym trudno w tym chodzić, bo robot wymusza na nas prawidłowy chód – wyjaśnia Barbara Piotrowska. – Patryk już się nie potyka, ale jeszcze nie stawia prawidłowo stopy.
Lokomat przyspiesza terapię. – Gdy go nie było, chodziliśmy z pacjentem, trzymając go pod pachy, i jeszcze musieliśmy przestawiać mu nogę. Byliśmy w stanie przejść kilka metrów, bo pacjent nie dawał rady udźwignąć ciężaru ciała po niedowładnej stronie, a my nie mieliśmy siły, by go unieść. Teraz różnica jest kolosalna. I dla pacjenta, i dla nas – mówi Barbara Piotrowska. – Marzy nam się drugie takie urządzenie. Pacjenci mogliby ćwiczyć częściej niż teraz.
Wytrwałość
Przed Patrykiem jeszcze sporo pracy. Chodzi sprawnie, nie widać, że jeszcze jesienią był pacjentem leżącym, ale z pisaniem – jest praworęczny – idzie mu gorzej. Najpierw pisał tylko literami drukowanymi, a teraz już ciągiem, ale ręka nadal inaczej się zachowuje niż dawniej. Postępy jednak widać. Jeszcze niedawno Patryk poruszał ręką jak robot. Teraz ruchy są już w miarę płynne, choć ręka jest jeszcze trochę zdrętwiała, nie ma prawidłowego czucia. – Noga ma więcej bodźców, dlatego pacjenci szybciej uczą się chodzić, niż poruszać sprawnie ręką. Z ręką ćwiczymy dużo więcej, aby pobudzić jej funkcje i zbudować drogi w mózgu – tłumaczy Barbara Piotrowska.
Gdyby ktoś nie wiedział, że Patryk jest po udarze, toby się nie domyślił, z jak ciężkiego stanu fizjoterapeutom udało się go wyprowadzić. – Ale to przede wszystkim zasługa samego Patryka, który ciężko pracuje. Gdy tylko kończy zajęcia z terapeutami, to idzie sam ćwiczyć – mówi Barbara Piotrowska. Nie odpuszcza ani w soboty, kiedy ćwiczenia są łatwiejsze, ani w niedziele i święta, kiedy zajęć nie ma. Ćwiczy sam albo zakłada plecak i maszeruje po parku. Bez problemu pokonuje nierówności terenu, wystające korzenie.
Patryk chce wrócić sprawny do domu. – Z chłopakami trzeba zacząć w piłkę grać. Synowie czekają, wiosna idzie, sezon się zaczyna – mówi ojciec ośmio— i czterolatka. Gdy się żegnamy, Patryk jeszcze dodaje: – W jednym szpitalu doktor mi powiedział: jedź do Marysina, może coś z ciebie tam zrobią. To zabolało.
Na pytanie, czego mu życzyć, odpowiada szybko: „zdrowia”. – A nie wytrwałości? – Nie, bo wiem, że wytrwałość będzie.