Na dźwięk tego słowa dziennikarze zgrzytają zębami. Clickbait to takie podkręcenie internetowego tytułu, żeby skłonić użytkownika do kliknięcia.

Wydawca kasuje ułamek reklamowego grosika, a irytacja czytelnika nikogo już nie obchodzi. W ubiegłym tygodniu mogliśmy obserwować mechanizm działania politycznego clickbaitu, który wywołał falę oburzenia, łącznie z ulicznym protestem. A finał historii zaskoczył nawet samego autora clickbaitu.

Zapowiadając nową strategię migracyjną, premier Donald Tusk wspomniał, że jej elementem będzie „czasowe i terytorialne zawieszenie prawa do azylu”, bo w ten sposób można wytrącić Łukaszence z ręki hybrydową broń. Nie wiem, czy chciał tylko powiedzieć coś mocnego, by „przykryć” kongres PiS, czy zwrócić uwagę na strategię migracyjną – niezależnie od intencji, dobrał za duży ładunek: zamiast delikatnego „bum” rąbnęło jak z głośnika na Komendzie Głównej.

W drażliwych społecznie sprawach lepiej nie sięgać po clickbait

Zapowiedź zawieszenia jednego z praw człowieka słusznie podziałała jak płachta na byka. Ich obrońcy nie zostawili na premierze suchej nitki, widząc w nim zadatki na bezdusznego dyktatora. Z kolei PiS i Konfederacja, czując, że Tusk odbiera im ulubione zabawki do straszenia społeczeństwa, podkreślali brak wiarygodności premiera. Własnym oczom nie wierzył też komentator serwisu Brussels Signal (ponoć powiązanego z ekipą Orbána), choć pochwalił Tuska za zwrot przeciwko „swoim panom” z Brukseli: „To tak, jakby przeczytać, że Kościół katolicki będzie instalował dystrybutory prezerwatyw w konfesjonałach. Czyżby Tusk, arcypiewca eurokonformizmu, w końcu odkrył, że jest przede wszystkim Polakiem?”.

Intencje szefa tłumaczył w TVN24 Jan Grabiec z kancelarii premiera: „Albo demokraci, rozumiejący, czym są prawa człowieka i godność osoby, rozwiążą problem migracyjny, tworząc skuteczną kontrolę nad granicą, albo te problemy za lat trzy, pięć, sześć będą rozwiązywać neofaszyści rządzący państwami UE”. Po kilku dniach okazało się też, że opublikowany rządowy projekt strategii migracyjnej to znacznie więcej niż ewentualne ograniczanie azylu – a dokładnie blokowanie przyjmowania wniosków o azyl na szturmowanej białoruskiej granicy. To rozwiązanie podobne do kontrowersyjnego prawa uchwalonego w lipcu w Finlandii (choć do tej pory niewykorzystanego).

Najciekawszy był finał tej burzy: na szczycie UE Donald Tusk przekonał innych szefów państw do swoich racji tak skutecznie, że prawo Polski do ostrych działań odnotowano w konkluzjach szczytu: „Nie można pozwolić, by Rosja i Białoruś (…) nadużywały naszych wartości, w tym prawa do azylu, by osłabiać nasze demokracje”. „Nie spodziewałem się, że pójdzie tak łatwo” – przyznał premier.

Ta historia nie ma morału, ale płyną z niej dwa wnioski: po pierwsze, w drażliwych społecznie sprawach lepiej nie sięgać po clickbait; po drugie, w kampanii prezydenckiej bezpieczeństwo będzie tematem numer jeden. Ale prawicy ciężko będzie straszyć migrantami, skoro premier będzie twardo strzegł granicy, przy aplauzie Unii. Byle się w tej twardości nie zatracił.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version