Co to jest 10 tysięcy prawników zakutych w dyby na dnie oceanu? Dobry początek – mówi stary dowcip. Jedna z najlepiej płatnych profesji należy do najbardziej znienawidzonych przez Amerykanów.

Parę miesięcy temu nowojorski adwokat Steven Schwartz cytował w sądzie precedensy wyssane z palca. Zamiast przysiąść fałdów, użył programu ChatGPT, który – jak wiadomo – ma skłonności do konfabulacji. Mecenas Jacob Zappin, też z Manhattanu, prowadząc własną sprawę rozwodową, sfałszował dowody przeciw żonie i stracił prawo wykonywania zawodu. Podobnie jak dwaj sędziowie w Pensylwanii, którzy wzięli 2,8 mln dol. łapówek od władz prywatnych więzień dla nieletnich. W zamian posłali tam na długie, nieuzasadnione wagą przestępstw odsiadki ponad 6 tys. nastolatków i dzieci. Najmłodsze miało osiem lat, kilkadziesiąt nie skończyło 13.

To tylko kilka przykładów niefrasobliwości i nierzetelności. Co roku z palestry wylatuje za łamanie zasad etyki zawodowej około 3 tys. adwokatów. Sędziów trudniej usunąć. Reuters wyliczył, że tylko co dziesiąty traci pracę, ale i tak przez ostatnią dekadę zebrało się ich 1500, zaś 3613 dostało nagany. Les Hayes z Alabamy skazał na 496 dni więzienia samotną matkę Marquitę Johnson, która nie zapłaciła mandatów drogowych, bo nie miała z czego.

Jej trzy córki trafiły do rodzin zastępczych, dwie – jak wykazało późniejsze śledztwo – opiekunowie nękali seksualnie. Johnson nie była jedyną ofiarą Hayesa. Rutynowo wymierzał drakońskie kary osobom zbyt biednym, by spłacić długi w terminie. Skrzywdził setki ludzi, naruszył dziesięć różnych paragrafów regulaminu sądowego, a sam dostał 11 miesięcy zawieszenia w obowiązkach, po czym wrócił do pracy.

Można dyskutować, czy władze Indiany słusznie postąpiły, nie usuwając ze stanowisk trzech sędziów, którzy po pijaku zaczęli strzelać do siebie przed knajpą, i ostatecznie dwóch wylądowało w szpitalu. Krewkość i nieuczciwość to jednak dwie różne sprawy. Natomiast teksański sługa Temidy, który przespał się z oskarżoną, następnie wparował na obrady ławy przysięgłych i oświadczył, że od Boga otrzymał informację, jakoby jego partnerka była niewinna, powinien chyba ponieść sroższe konsekwencje niż nagana oraz wyłączenie z procesu.

Lekarze zarabiają więcej niż adwokaci, ale 69 proc. obywateli sądzi, że pracują dla wspólnego dobra. Adwokatów ocenia pozytywnie 18 proc. Amerykanów

Cóż, o karze decydują koledzy podejrzanych. A na przykład sędzia okręgu Cullman w Alabamie Kim Chaney sam był członkiem komisji nadzoru, która nie dopatrzyła się niczego złego w fakcie, że mianował obrońcą z urzędu własnego syna Alexa. Junior bronił przed obliczem taty co najmniej 200 oskarżonych, zarabiając 105 tys. dol. Stracił posadę, gdy ojciec przeszedł na wcześniejszą emeryturę, tylko dlatego, że skandal nagłośnili dziennikarze.

1700 sędziów federalnych rozpatruje rocznie ok. 400 tys. spraw. 30 tys. stanowych, powiatowych i miejskich musi uporać się ze 100 milionami aktów oskarżenia obejmujących przekroczenie prędkości, morderstwa czy gwałty. Mają ogromną władzę nad ludzkim życiem, choć częściej, niż się zdaje nie posiadają kwalifikacji ani moralnych predyspozycji do pełnienia funkcji. W przypadku Sądu Najwyższego decydują o losach kraju, lecz nawet tam trafiają się zgniłe jabłka.

Clarence Thomas trafił do szacownego grona 33 lata temu, choć podwładne z Anitą Hill na czele zarzucały mu molestowanie. Podobne oskarżenia nie zaszkodziły również Brettowi Kavanaughowi, jednak Thomas ma dodatkowo na sumieniu przyjmowanie przez dwie dekady korzyści majątkowych (antyki, przeloty prywatnymi odrzutowcami, luksusowe wakacje, stypendium dla wnuczka) od prawicowych lobbystów. Jego żona uczestniczyła w próbach sfałszowania wyborów, rozpowszechniała teorie spiskowe o rzekomym zwycięstwie Donalda Trumpa, zjawiła się na demonstracji poprzedzającej demolowanie Kongresu 6 stycznia 2021 r. I brała grube pieniądze od ludzi zainteresowanych rozstrzygnięciami SN.

Członek tego gremium pełni funkcję dożywotnio. Można go odwołać tylko w ramach impeachmentu, czyli praktycznie nie można, bo to procedura polityczna – skazanie wymaga nieosiągalnej większości 2/3 Senatu. Sędziowie niższych instancji też nie mają powodu do narzekań. Weźmy wspomnianą Alabamę. Skargi rozpatruje tam dziewięcioosobowa Komisja Nadzoru Sądowego.

Petent musi przedstawić zarzuty w formie zaprzysiężonego oświadczenia notarialnego. Innymi słowy: gdy zostaną oddalone, grozi mu 10 lat pozbawienia wolności za złożenie fałszywych zeznań, co skutecznie odstrasza pokrzywdzonych. Do niedawna Sąd Najwyższy wyróżniał się na tle innych organów władzy (prócz prezydenta) ponad 50-proc. zaufaniem. Po de facto delegalizacji aborcji i paru innych decyzjach motywowanych ideologią wskaźnik ów sięga zaledwie 36 proc.

Wiarygodność wymiaru sprawiedliwości podważyło udoskonalenie metod profilowania DNA. Na jaw wyszły setki pomyłek sądowych, w wyniku których skazywano niewinnych ludzi. Najgłośniejsze dotyczyły kary śmierci. Katu umknęło 35 skazańców. W sumie oczyszczono z zarzutów 575 osób. Niestety sprawca zostawia materiał genetyczny tylko w przypadku 10 proc. zabójstw przy użyciu innych środków niż broń palna. A jeśli ofiara ginie od kuli, co zdarza się najczęściej, badania DNA z reguły nie odgrywają roli w postępowaniu dowodowym.

Temida nie jest ślepa na kolor skóry. Co trzeci czarnoskóry mieszkaniec USA między 20. a 29. rokiem życia siedzi w więzieniu, jest na zwolnieniu warunkowym lub podlega nadzorowi sądowemu – mówi raport Departamentu Sprawiedliwości. Amatorzy nielegalnych używek stanowią 13 proc. czarnej i 12 proc. białej populacji. Wśród wszystkich aresztowanych za narkotyki: Afroamerykanów było do niedawna 40 proc., skazanych – 55 proc., odsiadujących wyroki – 75 proc.

Czarny oskarżony o zabicie białego ma 11-krotnie większą szansę dostać karę śmierci niż przy odwrotnej konfiguracji rasowej. Jeśli mieszka w Teksasie lub Alabamie, wskaźnik wynosi 400:1. 82 proc. skazańców straconych od roku 1977 miało czarny kolor skóry, choć Afroamerykanie to 13,6 proc. społeczeństwa. Dlaczego? Są ubodzy. Wyjątkiem potwierdzającym regułę był O.J. Simpson, który prawdopodobnie zamordował żonę i jej kochanka, ale został uniewinniony, bo miał pieniądze na najlepszych adwokatów w kraju.

Gubernator Illinois George Ryan zawiesił egzekucje, kiedy studenci dziennikarstwa dowiedli, że niewinnych jest 13 kolorowych skazańców. Zwolniono ich z więzienia, jednego tydzień przed zastrzykiem trucizny. Odchodząc ze stanowiska, Ryan zmienił wszystkie wyroki śmierci na dożywocie, bo „inaczej nie mógłby spać spokojnie”. Jego następca Patt Quinn zrobił to samo w roku 2011, a ideę podchwycili gubernatorzy New Jersey, Ohio i Nowego Meksyku.

Rozterki nie targają przywódcami Teksasu, gdzie śmierć orzeka się równie lekko, jak gdzie indziej grzywnę (586 egzekucji w latach 1977-2023). Przytłaczająca większość sędziów wspiera najwyższy wymiar kary. Obrońcy publiczni to – mówiąc bez ogródek – kiepsko opłacani nieudacznicy, którzy olewają swoją pracę. Niejaki Joe Frank Cannon, któremu skazano na śmierć 10 klientów, w czasie procesów lubił podrzemać. Dziennik „Houston Chronicle” tak opisywał proces czarnoskórego George’a McFarlanda: „Mecenas John Bent większą część rozprawy przespał. Usta otwarte, głowa odchylona do tyłu. Budził się na chwilę, prostował, pokasływał i znów lulu”. Mimo to egzekucję wykonano.

Clarence Brandley został w Teksasie oskarżony o zamordowanie białej dziewczynki. Policja aresztowała dwóch woźnych. Po 24 godzinach oficer śledczy stwierdził: „Jeden z was zawiśnie. A skoro ty jesteś czarnuchem, nie będziemy sobie komplikować życia”. Brandley wyszedł na wolność po 10 latach w celi śmierci. Pewien teksański adwokat wygłosił do przysięgłych następującą mowę końcową: „Widzę, że jesteście wyjątkowo inteligentni. W waszych rękach spoczywa życie człowieka. Możecie je zakończyć lub ocalić. Powodzenia”. Klienta złotoustego mecenasa stracono.

Główny zarzut wobec speców od prawa cywilnego to chciwość. Branża medyczna wydaje 200 mld dol. rocznie na niepotrzebne badania i zabiegi, żeby dana placówka była kryta na wypadek pozwu o błąd w sztuce lekarskiej. Pod koniec lat 90. prawnicy dostrzegli szansę oskubania firm tytoniowych. Wywalczyli dla władz stanowych 240 mld dol. na leczenie palaczy i otrzymali równie bajońskie sumy wynagrodzenia.

Adwokaci reprezentujący Florydę, Missisipi i Teksas podzielili się sumą ponad 8,2 mld – jedną czwartą ówczesnych dochodów budżetu Polski. Kwota wywołała oburzenie nie tylko opinii publicznej. „Co innego 25-procentowe honorarium przy paromilionowym odszkodowaniu, a co innego, gdy wynosi ono dziesiątki miliardów – mówił profesor prawa z Uniwersytetu Pensylwanii Geoffrey Hazard. – Są granice absurdu”.

O niechęci Amerykanów do jurystów świadczą sondaże. Zawiść gra niewielką rolę. Lekarze zarabiają więcej niż adwokaci, ale 69 proc. obywateli sądzi, że pracują dla wspólnego dobra. Adwokatów ocenia pozytywnie 18 proc. rodaków. Społeczne nastroje wykorzystują m.in. producenci reklam. Kiedyś telewizje puszczały klip ukazujący prawników jako… bydło. Ściskając wypełnione aktami nesesery, uciekali przed ekipą młodych kowbojów, którzy zawadiacko machali lassami. Lektor wyjaśniał, że widzowie zawdzięczają ów niezwykły spektakl firmie Budweiser, której piwo jest równie niezwykłe. Uprzedzenia przekraczają granice doczesności. Respondenci pytani, jaka profesja ma najliczniejszą reprezentację w piekle, uznali, że – prócz polityków – słudzy Temidy.

Reprezentanci trzeciej władzy nigdy nie cieszyli się miłością ziomków. W XIX wieku najczęściej używanym argumentem procesowym stały się łapówki dla sędziów. Korupcja tak przeżarła środowisko, że konieczne było stworzenie organizacji egzekwujących normy etyczne. Palestra Nowojorska (NYSBA) nie powstała jako stowarzyszenie zawodowe, lecz komitet walki z łapówkarstwem.

Podczas prohibicji słudzy Temidy wspierali zmagania gangsterów z policją. Dzięki sprytowi adwokatów przez 12 lat nietykalny pozostawał Al Capone. Prawnicy fabrykowali lewe umowy, tłumaczyli mordercom, jak uniknąć odpowiedzialności, pomagali szmuglować whisky. Powstała funkcja consiglieri – radców prawnych włoskiej mafii.

Po II wojnie światowej juryści polowali na komunistów. Weryfikowali hollywoodzkich aktorów, sporządzali czarne listy dziennikarzy i pisarzy. Złamali życie dziesiątkom tysięcy niewinnych ludzi. Standard wierności literze i duchowi przepisów zastąpiła teza, że normy powstają w konfrontacji z rzeczywistością społeczną, a prawo nie jest wyrazem woli ustawodawcy, lecz efektem procesowego sporu. Innymi słowy: rację ma silniejszy. Teoria „prawniczego realizmu” nie zrodziła się bynajmniej w szeregach palestry. Propagowali ją naukowcy Harvardu, Yale i Columbii, z góry rozgrzeszając adwokatów, którzy zmieniają salę sądową w ring.

Jeszcze dwie dekady temu tzw. tropiciele karetek („ambulans chasers”), czyli specjaliści od rekompensat za błędy w sztuce lekarskiej, zatrucia ołowiem bądź azbestem, wypadki drogowe tudzież budowlane, reklamowali się jako obrońcy skrzywdzonych. Dziś walą bez żenady: sprawdź, ile da się wycisnąć z firmy ubezpieczeniowej (nowojorska kancelaria The Barnes Firm).

Oczywiście poszkodowanym należy się zadośćuczynienie. Tyle że łup dzielą przede wszystkim adwokaci. W roku 2020 amerykańskie firmy zapłaciły 443 mld dol. Moje nazwisko wiele razy trafiało na listy powodów w procesach zbiorowych. Ostatnio – 29 grudnia 2023 r. – American Express zapłaciło mi za straty materialne i moralne 1 (słownie: jednego) dolara.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version