– Na poszczególnych etapach życia można wybierać inne priorytety i różnie je łączyć. Nie trzeba opowiedzieć się za jednym modelem życia i trwać w tym wyborze na zawsze. Dlatego binarna opozycja: rodzina czy kariera, wydaje się dzisiaj fałszywym postawieniem sprawy – mówi dr socjologii Olga Czeranowska.
„Newsweek”: Wybrałam karierę – jestem lepsza czy gorsza?
Olga Czeranowska: Chciałabym zacząć od tego, żebyśmy spojrzały, jak to dziwnie brzmi, jeśli takie pytanie odwrócić genderowo: „Wybrałem karierę – jestem lepszy czy gorszy?”. Mężczyzna raczej by go nie postawił.
To dlaczego kobiety je sobie stawiają?
– Być może między innymi dlatego, że patrzą na ten wybór jako na coś, o czym decyduje się raz na zawsze i w sposób jednoznaczny, a przecież ścieżki karier bywają bardzo zróżnicowane i różnie mogą się splatać z życiem rodzinnym. Coraz rzadziej jest tak, że ktoś kończy studia, rozpoczyna pracę w danej firmie, w zawodzie związanym z wykształceniem i zostaje tam do emerytury. Tak samo różne mogą być ścieżki życia rodzinnego. Na poszczególnych etapach życia można więc wybierać inne priorytety i różnie je łączyć. Nie trzeba opowiedzieć się za jednym modelem życia i trwać w tym wyborze na zawsze.
Zastanawiam się, dlaczego w ogóle sprawy życiowych wyborów wartościujemy i zakładamy, że jedne są gorsze, a inne lepsze.
– Myślę, że postrzeganie tych wyborów w kategoriach dobra lub zła może być związane z faktem, że nasze społeczeństwo jest nadal stosunkowo tradycyjne. W związku z tym dla kobiety każdy inny wybór poza rodziną, każda próba odejścia od tradycyjnego modelu żony i matki jest postrzegana jako odstępstwo od normy i budzi krytyczne reakcje otoczenia. Stąd pewnie u niektórych kobiet budzą się wątpliwości. Wydaje mi się też, że często stoi za tym bardzo konkretna, „dzieciocentryczna” wizja rodziny, a co za tym idzie – konieczność poświęcenia się wychowaniu potomstwa. Bo przecież gdy mówi się o pogodzeniu życia rodzinnego z karierą, to przeważnie ma się na myśli rodzinę z dziećmi, szczególnie kiedy te dzieci są małe.
Poza tym wydaje mi się, że w przestrzeni publicznej mamy do czynienia z bardzo szkodliwą tendencją nastawiania różnych grup kobiet przeciwko sobie: na przykład kobiet bezdzietnych przeciwko matkom i vice versa.
Istotne jest również to, że w Polsce bezdzietność, zwłaszcza bezdzietność z wyboru, pozostaje tematem tabu, który dopiero od niedawna pojawia się w dyskursie publicznym oraz w badaniach naukowych. To też przyczynia się do atakowania kobiet, które „wybrały karierę”, i przeciwstawiania im tych, które postawiły na macierzyństwo. Na marginesie, należy też wspomnieć, że jeżeli osoba wybiera bezdzietność, to przecież wcale nie musi znaczyć, że wybiera karierę. Może po prostu nie chce mieć dzieci, ale nie wiąże wielkich ambicji z pracą, traktuje ją tylko jako źródło środków na utrzymanie, a chce skoncentrować się w życiu na innych rzeczach. Ta „trzecia opcja”, poza koncentracją na pracy czy rodzinie, to może być na przykład działalność społeczna albo po prostu poświęcenie się swoim zainteresowaniom. Także i z tego powodu ta binarna opozycja – rodzina lub kariera – wydaje mi się dzisiaj fałszywym postawieniem sprawy.
Może powinnyśmy spuścić nieco powietrza i przyjąć po prostu, że to wybór, jak wiele innych, trochę jak kwestia gustu czy smaku – jeden woli Modiglianiego, drugi Rubensa albo jeden gruszki, a drugi jabłka.
– Dokładnie, to po prostu kwestia tego, co rozumiemy przez udane życie. Ta osobista definicja szczęścia wynika z bardzo wielu czynników: rodziny, z jakiej się pochodzi, wyznawanych wartości, doświadczeń życiowych, wzorców na różnych etapach życia i tak dalej. Możliwe są różne modele życia, wykraczające poza ten dychotomiczny i nieodwracalny wybór między karierą a rodziną. Jesteśmy coraz dłużej na rynku pracy i nawet jeżeli ktoś na pewnym etapie swojego życia wybierze karierę, to potem – po osiągnięciu pewnych celów, na przykład stabilnej pozycji zawodowej i dobrej sytuacji finansowej – może przenieść uwagę na życie poza pracą. Elementy różnych modeli życia mogą być również łączone i realizowane równolegle.
Jeśli jednak już któregoś z tych wyborów dokonujemy, to co o nim przesądza: zespół cech charakteru, doświadczenia z dzieciństwa, nasze wzory życiowe, a może jeszcze coś innego?
– Wybór przede wszystkim zależy od tego, jakie opcje znamy. Żeby móc wybrać cokolwiek innego niż tradycyjną rolę, jaką Polkom wyznacza społeczeństwo, trzeba te inne opcje gdzieś zobaczyć. Ogromną rolę do odegrania mają tu media i kultura, z jaką się stykamy. Ważne są też oczywiście cechy osobowościowe czy też wartości, które dana osoba wyznaje. Nikt z nas przecież nie istnieje w próżni, co oznacza, że bardzo istotny jest też kontekst wychowania i środowisko bliskich nam osób. Poza tym czasami kluczowe może być uświadomienie sobie, czego na pewno nie chcemy.
Jakie kobiety stawiają na karierę, a jakie wybierają rodzinę?
– Na pewno znaczenie ma tutaj znajomość określonych wzorców, o których mówiłam przed chwilą, jak również indywidualne uwarunkowania ekonomiczne, rodzinne czy społeczne. Należy też wziąć pod uwagę, że koncentracja na rodzinie czy karierze w danym momencie życia nie przesądza, że dana osoba będzie miała te same priorytety za pięć czy dziesięć lat.
Czy u kobiet, które dokonały jednoznacznego wyboru, niezależnie od tego, czy będzie to kariera, czy rodzina, w konsekwencji zawsze pojawi się żal, że coś nam umknęło, coś straciłyśmy?
– Nie mam poczucia, żeby tak było. Oczywiście, jeśli już pozostajemy przy ujęciu tego wyboru w sposób dychotomiczny, „albo rodzina, albo kariera”, to wybór jednej opcji będzie równocześnie wyborem braku drugiej. Wiemy jednak, że pomimo licznych wyzwań i trudności, które dotykają matki na rynku pracy, możliwe jest łączenie obu ról. Równocześnie wybór zero-jedynkowy również może być źródłem szczęścia i udanego życia, jeśli tylko jest to wybór świadomy, opierający się na znajomości różnych ścieżek i modeli oraz autentyczny, a nie spowodowany presją środowiska.
Czy to oznacza, że uczucie żalu pojawia się tylko wtedy, gdy ten wybór nie był dogłębnie przemyślany i został podjęty pod presją społeczną, rodziny czy mediów?
– To jest jedna z możliwości. Zdarza się jednak i tak, że na przestrzeni lat ludziom zmieniają się priorytety. Ktoś miał na przykład bardzo konkretną wizję danej pracy czy kariery, a okazuje się, że to nie jest do końca tak, jak sobie wyobrażał albo wręcz przeciwnie – czasami ktoś może mieć poczucie osiągnięcia zakładanych celów zawodowych i postanawia iść dalej, zacząć robić coś nowego, zmienić branżę czy zawód, albo też skoncentrować się na życiu poza pracą zawodową. Wiele zależy także od osobistej definicji sukcesu. Niektóre osoby mogą definiować sukces zawodowy przez pryzmat takich czynników jak dobre zarobki, prestiżowy zawód i wysokie stanowisko. Tak definiowany sukces może być trudno osiągnąć bez rezygnacji z części życia prywatnego, rzeczywiście więc może pojawić się poczucie utraty części siebie. Jeśli więc wartością dla danej osoby jest to, żeby spędzać dużo czasu z rodziną i mieć przestrzeń na hobby czy życie towarzyskie, to wybór ścieżki zawodowej, która będzie wymagała pracy w każdy weekend, nie jest najlepszym pomysłem. Dobrze byłoby więc na swoje życie spojrzeć całościowo. Jeśli sukces zdefiniujemy, biorąc pod uwagę własne wartości i własną wizję życia, to praca i sfera prywatna, pojmowane nie jako wykluczające się priorytety, ale elementy składowe udanego życia, dadzą się pogodzić. Istnieją badania, z których wynika, że kobiety częściej definiują sukces zawodowy właśnie przez pryzmat work-life balance, czyli tego, w jakim stopniu udaje się łączyć życie zawodowe i osobiste.
Wspomniała pani o presji mediów. Zastanawiam się, czy to właśnie one w dużym stopniu nie przyczyniają się do tego żalu, a czasami nawet poczucia winy, z jakim boryka się wiele kobiet, bo nie mogą sobie poradzić z pogodzeniem pracy i życia rodzinnego. A te, które wybrały tylko jedną z tych opcji, czują, że coś je ominęło. Bo przecież media kreują wizerunek kobiet pięknych, zadbanych, z cudowną rodziną i sukcesem zawodowym, wmawiają nam: „Możesz mieć wszystko”.
– Zależy, co się przez to „wszystko” rozumie i czy chce się mieć to „wszystko” równocześnie. Może tajemnica polega na tym, że możemy mieć – rozsądnie zdefiniowane – wszystko, ale nie w tym samym czasie? A wracając do mediów, to jakiś czas temu, na potrzeby mojego doktoratu, prowadziłam analizę wizerunków medialnych ludzi zajmujących prestiżowe pozycje na rynku pracy. Zaobserwowałam, że jeżeli teksty traktowały o mężczyznach, to koncentrowały się na sferze zawodowej – jeśli dany mężczyzna był aktorem, to w wywiadzie był pytany o najnowsze filmy, jeśli przedsiębiorcą, to o strategię swojej firmy i tak dalej. Natomiast jeżeli teksty dotyczyły kobiet, to niezależnie od tego, czy to była aktorka, przedsiębiorczyni, czy posłanka, przeważnie zahaczały o życie rodzinne – pojawiał się wątek dzieci, małżeństwa, prowadzenia domu etc. Bardzo często również, niezależnie od zawodu, bohaterki tych artykułów czy wywiadów podkreślały, że najważniejszą część ich życia stanowi właśnie rodzina.
Jak to pani tłumaczy?
– Możliwe, że niektóre z tych kobiet podświadomie uprzedzały zarzut o niewystarczająco dobrym wypełnianiu najbardziej podstawowej i stereotypowej roli, jaką wyznacza im tradycyjne społeczeństwo – roli żony i matki. W Polsce ten wzorzec jest niebywale silnie utrwalony i kobietom trudno uciec przed tą presją, a czasami nawet potępieniem ich odmiennych wyborów.
Dlaczego bezdzietność z wyboru, na jaką czasami decydują się także mężczyźni, nie budzi tak negatywnych emocji? Skąd w nas te podwójne standardy?
– To jest trudny temat do rzetelnego zbadania, ale wydaje się, że faktycznie bezdzietni mężczyźni nie spotykają się z aż takim potępieniem, jak bezdzietne kobiety. Możemy to łączyć z faktem, że żyjemy w tradycyjnym społeczeństwie, które w stosunku do mężczyzn ma znacznie mniej pretensji i zarzutów niż wobec kobiet. Chociaż przecież mężczyzna, który decyduje, że nie chce mieć dzieci, też w jakimś stopniu „zawiódł” ten tradycyjny wzorzec: nie będzie potomka rodu, nikt nie odziedziczy nazwiska.
Gdy kiedyś rozmawiałam z kobietą zajmującą prestiżowe stanowisko, a jednocześnie szczęśliwą mężatką i matką czworga dzieci, powiedziała mi, że kobieta wcale nie musi wybierać między rodziną a pracą. Może osiągnąć sukces na obu polach. Pod jednym warunkiem: że nie wyjdzie za mąż za dinozaura.
– Zgadzam się. Na pewno niezależnie od priorytetów danej osoby i tego, czy wybiera ona rodzinę, karierę, godzenie obu tych sfer czy jakikolwiek inny model życia, dobre związki, zarówno te romantyczne, jak i relacje międzyludzkie w ogóle, mogą być źródłem wsparcia i pomóc nam osiągnąć upragniony balans pomiędzy różnymi sferami życia.