Kobiety częściej niż mężczyźni przyjmują rolę opiekunów chorych lub niepełnosprawnych członków rodziny. Czy stają się opiekunkami z obowiązku, z powodu cudzych oczekiwań, czy też z powołania lub chęci? Robią to z wyboru czy może dlatego, że tego wyboru nie mają?

Dzień Kobiet. W kwiaciarni młoda kobieta wybiera ze swoim narzeczonym bukiety kwiatów. On stoi znudzony, a ona z zaangażowaniem tłumaczy mu: „To będzie dla twojej mamy, to dasz mojej, a to dla twojej siostry”.

Ile razy słyszałyśmy, jak przyjaciółki przypominają swoim partnerom, by ci zadzwonili do rodziców? Czasami w zawoalowany sposób pytają, co słychać u teściów, sugerując, by syn okazał zainteresowanie swoim rodzicom. Ile razy same przypominałyśmy im o urodzinach i rocznicach?

Chwała nam – tym wszystkim partnerkom, siostrom i kuzynkom, które wytrwale wzmacniają empatyczne odruchy mężczyzn – bez nas byłoby z tym krucho. Dlaczego część mężczyzn nie angażuje się w podtrzymywanie rodzinnych relacji?

Nie otrzymali odpowiedniego wzorca w wieku formatywnym? A może kalkulują, że im się to nie opłaca, bo przecież dokonywanie aktów życzliwości wymaga pewnego poświęcenia, a to przecież koszt? „Nikt mnie tego nie nauczył” – brzmi jak wymówka, bo dziś czasy mamy takie, że prawie wszystkiego możemy się nauczyć, wystarczy chcieć.

Inna kwestia – po co? Po co być odpowiedzialnym za relacje w dorosłym życiu, skoro to wymaga tyle zachodu, a zysk niewspółmierny do nakładów? Po co sobie tym zajmować głowę, gdy społecznie do odpowiedzialności za to z góry przypisano już kogoś innego?

Brat Reni rzadko podchodzi do łóżka matki. Jest dojrzałym mężczyzną, ale wstydzi się swojej bezradności. Realnie nie wie, jak zająć się mamą. Nie znaczy to jednak, że jej nie kocha, czy że odpycha go ciało, które trzeba pielęgnować. Po prostu nie wie, jak to zrobić. W domu od zawsze to kobiety opiekowały się chorymi, nawet jeśli było to tylko przeziębienie. Co prawda podanie dawki leku przeciwgorączkowego dziecku nie jest czymś, z czym nie poradziłby sobie inżynier, ale ponieważ on nigdy tego nie robił, więc teraz – będąc po pięćdziesiątce – założenie pieluchy matce wydaje się mu zadaniem abstrakcyjnym. Stojąc w drzwiach do pokoju, widzi, jak Renia, mimo ograniczonych sił i wątłej postury, sprawnie zakłada dźwignię prześcieradłem, by dokończyć codzienną ablucję. Przytłacza go widmo starości, uwięzienie w niesprawnym ciele i własna bezsilność. Odwiedza więc matkę rzadko, by nie czuć tego kłucia w mostku. Niegotowy na jej odejście, ale i niegotowy na przejęcie roli opiekuna, gdy siostra opadnie z sił. Ta konfrontacja jest zbyt bolesna.

Znamy tę scenę z własnego domu, z rodziny, z życia sąsiadów, z opowieści przyjaciółki. Na skutek tradycyjnych uwarunkowań rodzinnych, norm społecznych i oczekiwań otoczenia kobiety znacznie częściej niż mężczyźni przyjmują rolę opiekunki. Dzieje się to często niemal automatycznie. Dlaczego?

Ma to swoje uzasadnienie ekonomiczne: kiedy dziecko czy rodzic wymaga całodobowej opieki, a więc rezygnacji opiekuna z pracy zawodowej, rezygnuje z niej ten, który zarabia mniej. Biorąc pod uwagę różnice płacowe (gender pay gap), statystycznie mężczyzna będzie mieć wyższe wynagrodzenie, a jako że przewlekłe leczenie wymaga zwiększonych nakładów finansowych, wiadomo, kto w związku zostanie oddelegowany do roli opiekuna. Nierzadko bywa też tak, że kobieta przejmuje troskę o bliskich swoich i partnera, kontynuując pracę zawodową. Kolejny etat wciśnięty w dobę. Czy to jej wybór, czy raczej konieczność?

Patrzenie w bezsilności na chorujących bliskich jest trudne. Staje się łatwiejsze, gdy nie jesteśmy w tym sami. Dlatego tak ważne jest, by włączać w opiekę różnych członków rodziny. Kiedy ktoś w rodzinie choruje, choruje ona cała. Cała zatem może też uczestniczyć w procesie zdrowienia lub w terapii. Co ciekawe, mężczyźni zajmujący się swoimi żonami włączają zazwyczaj w ten proces inne kobiety z rodziny. Kobiety same też wspierają mężczyznę w jego zmaganiach w trosce nad ukochaną. Podobnej symetrii jednak nie ma, gdy odwrócimy sytuację. W takim przypadku nie tylko mężczyźni się nie włączają, ale i kobiety wokół nie ruszają z pomocą. Czasami w obawie przed nałożeniem obowiązków, czasami z szacunku wobec opiekunki wszyscy czekają, aż opiekunka o tę pomoc poprosi.

A czy prosi? Wiele kobiet tego nie robi. Nie proszą o pomoc w zrobieniu zakupów, kiedy mają gorączkę, nie idą na L4 z zapaleniem krtani, lecz biorą home office i pracują zdalnie, bo przecież jest tyle obowiązków, które muszą wypełnić. Co się musi stać, żebyśmy my, kobiety, się zatrzymały i podzieliły odpowiedzialnością?

Kasię zatrzymała depresja. Marcelinę atak paniki, którego doświadczyła w pracy. Izę, która zajmowała się tatą i całym gospodarstwem, zatrzymał własny nowotwór. Wiele kobiet, dopiero kiedy ciało odmawia posłuszeństwa, pozwala sobie poprosić o pomoc.

Gabor Maté w swojej książce „Kiedy ciało mówi nie” mnoży przykłady chorób, których zapalnikiem jest tłumienie własnych emocji. Dzieli się przykładami swoich pacjentów, którym podejście holistyczne umożliwiło wyjście z własnej choroby i takich, którym spod klątwy własnego umysłu nie udało się wydostać. Strategie unikowe, zagłuszanie własnego sprzeciwu, a często też przekonania zasilające poczucie winy, nikomu nie służą w długim horyzoncie czasowym. Co więc możemy zrobić? Według Maté należy przede wszystkim przyjrzeć się własnym emocjom.

Mamy prawo czuć rozgoryczenie, kiedy przyjmujemy rolę nieopłacanej pielęgniarki. Mamy prawo czuć frustrację, kiedy rezygnujemy z własnych potrzeb albo nawet przyjemności. Mamy prawo czuć żal, że zamiast czasu z książką, czasu na rozmowę z przyjaciółką czy na wizytę u kosmetyczki kolejny wieczór spędzamy, dźwigając kogoś, kto jest nam coraz bardziej obcy. Mamy prawo czuć i nie być ocenianą za te emocje. Najczęściej jednak same jesteśmy sobie najgorszym wrogiem – karcimy się za „negatywne myśli”, za zrobienie czegoś dla siebie (ot, te babskie zachcianki karmiące próżność). Przeciążone czasami odreagujemy nasze frustracje na kimś bliskim, nierzadko też na tym, komu pomagamy.

Badania pokazują, że kobiety pełniące funkcje nieformalnych opiekunów o wiele bardziej niż mężczyźni narażone są na stres i poczucie ciężaru związanego z trudami tejże opieki. Niestety, tradycyjne role społeczne przypisywane ze względu na płeć oraz wyuczona uległość wstrzymują kobiety przed poszukiwaniem pomocy. Poczucie obowiązku sprawia, że zagryzają zęby i ciągną ten ciężar same. Niepotrzebnie. Zdecydowanie lepszą strategią byłaby szczera rozmowa z najbliższymi i włączenie ich w odciążanie kobiet z obowiązków.

Każdy opiekun potrzebuje czasu na regenerację. Opieka nad długotrwale chorymi jest drenująca. Ośrodki pomocy oferują tzw. opiekę wytchnieniową (urlop od opieki) w systemie całodobowym lub dziennym. Nadal świadomość, że jest coś takiego jak opieka wytchnieniowa i że można z takiej pomocy korzystać, jest niewielka.

Jeśli nie kwalifikujemy się do takiego programu, można poprosić o pomoc choćby i sąsiadów. Kilka godzin wsparcia z ich strony może dać nam przestrzeń do zadbania o siebie: pooddychania na spacerze, pobycia w ciszy, wyspania się.

Kasia wskutek wieloletniej troski o przewlekle chorego rodzica, pomocy teściom i rodzeństwu oraz chronicznego zmęczenia zachorowała na depresję. Dopiero wtedy podjęła decyzję o zmianie. W końcu po kilkunastu latach spędziła święta z mężem i dziećmi, zamiast zaspokajać oczekiwania innych członków rodziny. Wybrała siebie i osoby sobie najbliższe. Maria, która zawsze opiekowała się członkami rodziny, przyjęła za cel nie dopuścić, by jej córki musiały zrezygnować z realizacji swoich marzeń dla niej. Zawsze powtarzała, że święta w samochodzie to nie święta. Córki same dbają, by rodzice nie spędzali ważnych okoliczności sami, dzielą się tak, by dom nie był pusty w ważne rodzinnie dni.

Rezygnując z siebie, poświęcając swoje zdrowie, satysfakcję i radość życia, kobiety kształtują postawy, które im samym przeszkadzają i ograniczają ich wolność. Czy takie postawy chcą przekazywać swoim dzieciom? Czy nie lepiej uczyć te dzieci (zarówno córki, jak i synów) troskliwości, w której będą potrafiły dbać tak samo o siebie, jak i o innych. Będą umiały okazywać emocje, szanować własne potrzeby i okazywać empatię innym?

Bycie nieformalnym opiekunem to wysiłek, ale i wyzwanie. Wszystko jednak wskazuje na to, że takich opiekunów będziemy potrzebować coraz więcej. Dlaczego? Chociażby dlatego, że społeczeństwa się starzeją i przybywa osób w wieku senioralnym. W 2022 r. 26 proc. Polaków stanowiły osoby po 60. roku życia. Chyba więc najwyższy czas, by w role opiekuńcze angażować nie tylko kobiety.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version