To, co dzieje się w prokuraturze krajowej, ma niewiele wspólnego z pokojowym przekazaniem władzy, za to wiele wspólnego z niefortunnym zamachem stanu, którego uczestnicy zabarykadowali się w swojej kryjówce.

Pisząc o tym, czego jesteśmy świadkami w związku z działaniami ludzi Zbigniewa Ziobry w prokuraturze krajowej, trudno odejść od wojennego języka. Bo trudno też opisać te zdarzenia bez odwołań i porównań do konfliktów o podłożu militarnym. Choć — na szczęście — mamy do czynienia ze starciem bezkrwawym, to intensywnością przypomina on działania na polach bitew.

Wydarzenia, które obserwujemy, są częścią wojny o praworządność, która zaczęła się niemal równo osiem lat temu od ofensywy PiS na Trybunał Konstytucyjny. Jego zdobycie stanowiło poważny wyłom w systemie obronnym polskiej demokracji. Po nim padały po kolei kolejne jej filary – niezależna prokuratura, budowana od 2010 r. również z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Krajowa Rada Sądownictwa. Częściowo zdobyty został Sąd Najwyższy i wiele sądów niższych instancji, wziętych z trzech stron – z zewnątrz, przez prezesów oraz rzeczników dyscyplinarnych z mianowania Zbigniewa Ziobry i od środka, przez nominatów tzw. neo-KRS.

Oparli się nieliczni prokuratorzy i grupa sędziów, którzy z narażeniem walczyli z zamachowcami. Używam tego słowa nie przez przypadek. Tak jak i tego: „ofiary”, bo było ich wiele. Pozbawianych możliwości orzekania, jak Igor Tuleya czy Paweł Juszczyszyn, atakowanych z użyciem gangsterskich metod jak w przypadku Waldemara Żurka, zmuszanych do odejścia z zawodu jak Wojciech Łączewski, który jako pierwszy skazał Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego za nadużycie władzy w związku z tzw. aferą gruntową. Działania grupy sędziów związanych z pisowską władzą z tzw. kasta watch można śmiało porównać do grupy sabotażowej wysłanej w celu eliminacji ludzi niewygodnych dla władzy.

Wszystkie te działania, przeprowadzone na polskim wymiarze sprawiedliwości rękami ludzi PiS i Suwerennej Polski, miały charakter napastniczy. Dokonywane były z naruszeniem prawa i pogardą dla jego przepisów, z deptaniem konstytucji włącznie. W ten sposób chciano sięgnąć po pełnię władzy, zamieniając zasadę jej trójpodziału w wyprutą z treści fasadę, podtrzymywaną przez partyjnych nominatów i funkcjonariuszy tylko po to, by pod jej osłoną plądrować i przejmować kolejne piętra naszej demokratycznej państwowości.

Wymiar sprawiedliwości znalazł się de facto pod okupacją grupy wywrotowców, którzy okopali się w nim za sprawą zmian w prawie uchwalanych z inicjatywy Zbigniewa Ziobry. Najmocniej zabetonowana została prokuratura, której fundamentalnej roli w państwie nikomu nie trzeba tłumaczyć. Jako twierdza ziobrystów kontrolowana przez zaufanego Dariusza Barskiego w roli prokuratora krajowego, miała odegrać główną rolę w powstrzymaniu sił demokratycznych, które wygrały październikowe wybory. Metodycznie atakowane kolejnymi śledztwami i aktami oskarżenia, miały być osłabiane, a w końcu zniszczone. Próbki mogliśmy obserwować niedawno, gdy wszczęte zostało przez prokuraturę śledztwo w sprawie zmian w mediach publicznych czy zatrzymania przez policję skazanych na więzienie Kamińskiego i Wąsika.

Dlatego odbicie prokuratorskiej twierdzy było tak ważne. Można powiedzieć, że stało się sprawą życia i śmierci, być albo nie być nowej władzy.

Operacja przejęcia nad nią kontroli musiała zostać skrupulatnie przygotowana i sprawnie przeprowadzona. I tak się stało. Okazało się, że – jak to działo się niejednokrotnie w dziejach różnych kampanii oblężniczych – także ta twierdza miała swoje słabe strony, przez które można było wedrzeć się do środka. „Manewr Bodnara” ze znalezieniem przepisu – miny, który niechcący przygotowali sami ziobryści w ustawie z 2016 r. rozbijającej niezależną prokuraturę i zdetonowanie go po ośmiu latach było właśnie tym wyłomem, który otworzył drogę do zabetonowanej prokuratury. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar uzbrojony w opinie prawne prawniczych tuzów, ruszył zdecydowanie do ataku twierdząc, że Barski nigdy nie był prokuratorem krajowym, bo jego powołanie nastąpiło bez podstaw prawnych. Przepis, na podstawie którego został przywrócony do prokuratury po wielu latach pozostawania w stanie spoczynku, po prostu wygasł.

Czy jednak uderzenie zakończyło się sukcesem? Na ostateczne wnioski jeszcze za wcześnie, bo właściwie ta specyficzna ofensywa wciąż trwa, natrafiając na opór ze strony „zabetonowanych”, którzy nie mają zamiaru odejść, czemu dają wyraz w publikowanych oświadczeniach – manifestach i wygłaszanym prosto w twarz ministrowi Bodnarowi sprzeciwem.

Taki stan dwuwładzy nie może długo trwać, jeśli państwo ma zachować stabilność. To sytuacja bez precedensu w historii, dlatego można się jedynie domyśleć skali destabilizacji, a może nawet anarchii, jeśli „buntownicy” będą ze swojej twierdzy wysyłać kolejne zawiadomienia, wszczynać śledztwa przeciwko każdemu, kogo uznają za zagrożenie. To droga ku przepaści.

W każdy system demokratyczny wpisany jest spór, a nawet konflikt. Aby je zażegnać, bez zagrożenia dla ustrojowych fundamentów, przyjęto, że to niezależny wymiar sprawiedliwości będzie tym, który dostanie zadanie rozstrzygania i wyjaśniania takich iskrzących, grożących wybuchem sytuacji. I dla dobra wszystkich, wszyscy też będziemy akceptować jego decyzje.

Dlatego chciałbym zaapelować do Dariusza Barskiego, jego współpracowników i popierających ich prokuratorów: jeśli uważacie, że działania Adama Bodnara były nielegalne, złóżcie odpowiedni pozew do sądu, nawet dozbrojony we wniosek o zabezpieczenie i spokojnie poczekajcie na wyrok. To jedyna droga, by nie ściągnąć na nas wszystkich ryzyka upadku w otchłań.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version