Fotel prezesa Orlenu Daniela Obajtka podgrzewają już nie tylko jego przeciwnicy, ale i polityczni pobratymcy. Najwyższa Izba Kontroli oskarża koncern, że wziął za sprzedaż aktywów Lotosu o 5 mld zł za mało, a minister Marcin Mastalerek z kancelarii prezydenta dorzuca, że transakcja „pomogła naruszyć interesy lobby pomorskiego”.

NIK twierdzi w raporcie, który ujawnił Business Insider, że Saudyjczycy z Saudi Aramco kupili część Rafinerii Gdańskiej, jednej z najnowocześniejszych w Europie, z dużą przeceną. Kwotę 1,15 mld zł, którą wydali na zakup 30 proc. akcji rafinerii (kontrolują 50 proc. jej mocy produkcyjnych) mogą odzyskać w 15 miesięcy. I to z samej tylko marży sprzedawanych produktów.

Nie są to zaskakujące informacje, bo na niską cenę transakcji zwracało uwagę wielu ekspertów, w tym w wywiadach dla „Newsweeka” byli prezesi Orlenu Jacek Krawiec i Lotosu Paweł Olechnowicz. Nowością w raporcie NIK jest kwota niedoszacowania sprzedaży aktywów Lotosu – astronomiczne 5 mld zł.

O tyle to mogliby się pomylić amatorzy, a przecież warunki fuzji Orlenu z Lotosem przygotowali profesjonaliści. Tak twierdzi prezes Obajtek i nadzorujący jego działalność Minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin. Oczywiście odrzucają tezy raportu NIK. Izba analizuje możliwość skierowania zawiadomienia do prokuratury. Zaangażowanie prokuratury będzie testem wiarygodności stawianych przez kontrolerów zarzutów. Marian Banaś, prezes NIK, ma się zastanawiać jeszcze, czy złożyć doniesienie w sprawie transakcji, czy przeciwko odpowiedzialnym za nią osobom.

Kwota 5 mld zł robi wrażenie, ale nie jest tu najważniejsza. Zdaniem kontrolerów, państwo w wyniku tej transakcji straciło wpływ na to, gdzie i komu sprzedawane będzie około jednej piątej produkowanej benzyny i oleju napędowego.

Minister Sasin, prezes Obajtek i inni politycy Zjednoczonej Prawicy cały czas przekonują, że musieli połączyć Orlen z Lotosem. Dopiero ten narodowy czempion ma szansę stać się głównym graczem w regionie, któremu łatwiej byłoby zapewnić Polsce niezależność paliwową od Rosji. Polityczna presja była tak silna, że przymykano oczy na zagrożenia. Orlen zdecydował się odsprzedać część majątku przejmowanego Lotosu, by nie mieć pozycji monopolistycznej na rynku. To decyzja kierowanej przez Obajtka firmy i ministra Sasina, a nie — jak w kółko powtarzają politycy PiS — wymóg stawiany nam przez Brukselę.

W efekcie Orlen wpuścił na nasz rynek współpracujących blisko z Rosjanami Saudi Aramco i węgierskiego MOL-a, który przejął kilkaset stacji paliw. To zdaniem większości ekspertów z branży paliw i ministrów do spraw gospodarczych poprzednich rządów stworzyło ryzyko dla bezpieczeństwa paliwowego Polski.

Tego typu obawy dostały właśnie pieczątkę NIK. Kontrolerzy przybili ją po zbadaniu wielu firm na rynku paliwowym i nadzorującego je Ministerstwa Aktywów Państwowych.

Niestety nie zbadali największej, bo prezes Obajtek nie wpuścił kontrolerów do Orlenu ani do innych firm, które mu podlegają, m.in. PGNiG i Energa. NIK jest zdziwiony, bo bez problemu badał Orlen w 2017 r., a od tego czasu nie zmieniły się przepisy. Udział państwa w spółce wzrósł do ponad 50 proc.

Raport NIK o bezpieczeństwie paliwowym kraju ma być oficjalnie zaprezentowany 5 lutego, dzień przed Nadzwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy Orlenu. To na nim główny akcjonariusz, czyli reprezentujący Skarb Państwa minister Borys Budka – chce zmienić skład rady nadzorczej spółki. Ta zapewne odwoła prezesa zarządu Daniela Obajtka. Minister Budka zapowiedział też wyciągnięcie prawnych konsekwencji wobec swojego poprzednika Jacka Sasina, który miał nadzorować fuzję Orlenu z Lotosem.

Nowy wątek do sprawy fuzji podrzucił minister Mastalerek z kancelarii prezydenta. Do długiej listy powodów, dla których Orlen musiał przejąć Lotos, dodał w TVN24 kolejny. Fuzja pomogła „naruszyć interes tzw. lobby pomorskiego, które było zainteresowane, aby Lotos cały czas istniał i był na Pomorzu”. Lobby pomorskie to w domyśle samorządowcy i politycy z Trójmiasta, które zawsze było silnym zapleczem Platformy Obywatelskiej, a wcześniej Kongresu Liberalno— Demokratycznego, z którego wywodzi się premier Donald Tusk.

Pożytki dla regionu z posiadania dużej firmy są oczywiste: zostawia część płaconych podatków, daje zatrudnienie, wspiera lokalne inicjatywy, w tym polityczne, które z kolei — i tu koło się zamyka — dbają o to, by firma pozostała w regionie.

Dlaczego więc Lotosu przez lata nie ruszali – nie godząc się na jego przejęcie przez Orlen lub prywatyzację – kolejni premierzy jak Leszek Miller, Marek Belka, Kazimierz Marcinkiewicz, Jarosław Kaczyński czy Beata Szydło?

Dla Jarosława Kaczyńskiego gospodarka nie jest czymś istotnym w procesie kierowania państwem. Lidera Zjednoczonej Prawicy interesuje władza i głosy, żeby tę władzę utrzymać. Podczas drugiej kadencji PiS starał się to robić za wszelką cenę. Chciał zagłodzić finansowo wielkie miasta, którymi kierowali niezależni lub związani z opozycją samorządowcy. Ograniczał im wsparcie udzielane z budżetu państwa, dodawał nowe obowiązki bez zapewnienia dodatkowych funduszy. Podporządkowanie Lotosu Orlenowi, w dodatku kierowanemu przez Obajtka, mogło być dopełnieniem politycznych marzeń.

Teraz marzenia zamieniają się prawny koszmar i trwałe ryzyko dla naszego rynku paliwowego.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version