Partia Konserwatywna musi wrócić do swych korzeni, zastanowić się nad tym, co i kogo oraz po co reprezentuje. Na laburzystów nigdy nie zagłosuję, bo część ich pomysłów jest absurdalna — mówi były radny torysów i zwolennik wyjścia z UE Przemek de Scuba Skwirczynski.

Poznaliśmy się w 2017 r. w Londynie, kiedy pisałem reportaż dla „Newsweeka” o stosunku do brexitu Polaków mieszkających na stałe w Wielkiej Brytanii. Przemek de Skuba Skwierczyński nie tylko głosował za brexitem w 2016 r., lecz także zaangażował się w kampanię na rzecz wyjścia z UE. — Jestem eurosceptykiem i libertarianinem, ale nie wierzyłem, że wygramy — mówił wtedy.

Do Wielkiej Brytanii wyjechał w 1999 r. Skończył London School of Economics, pracował w City jako bankier inwestycyjny. Ożenił się z Angielką, mają dwoje dzieci. Politycznie był mocno na prawo — sympatyzował z eurosceptyczną partią UKIP, a w 2015 r. startował nawet w wyborach polskich z ramienia partii KORWiN (mandatu nie dostał).

Dziś jest już po czterdziestce i skończył (przynajmniej na razie) z polityką. Nie ma już tak emocjonalnego stosunku do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jak siedem lat temu, ale nadal uważa, że to było właściwe posunięcie.

Przemek de Scuba Skwirczynski: — O „tsunami Starmera” nie czytałem, bo nie śledziłem mediów, od rana jestem w pracy i nie mam na to czasu. Jako były polityk i obserwator brytyjskiej polityki mam na ten temat swoje zdanie. Otóż nie odbieram tego jako porażki brexitu, ale to jest oczywiście wielka porażka Partii Konserwatywnej w wyborach.

— Wystarczy popatrzeć jak wielu wyborców torysów, a wcześniej Partii Pracy zagłosowało tym razem na Reform UK, czyli najnowsze wcielenie ugrupowania Nigela Farage’a. Myślę o takich okręgach, które w czasach największej świetności Borisa Johnsona konserwatyści odebrali labourzystom — o tzw. czerwonej ścianie na północy Anglii. Kandydaci Farage’a odebrali tam bardzo dużo głosów torysom, w niektórych okręgach spychając ich nawet na trzecie miejsce. Warto przypomnieć, że w 2019 r. partia Farage’a wycofała swoich kandydatów z okręgów wyborczych bronionych przez torysów. Tym razem tego nie zrobiła, co pokazuje dużą siłę probrexitowego głosu i siłę polityczną samego Farage’a.

— Podobno tak, przestałem już liczyć. Ale skoro Farage, ojciec chrzestny brexitu dostał się do Izby Gmin, to wyniku tych wyborów nie należy interpretować jako fiaska brexitu, prawda? Poza tym, jeżeli chodzi o brexit sam w sobie, to od referendum 2016 r., miały miejsce dwa bardzo ciężkie kryzysy, które wpłynęły nie tylko na postrzeganie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, ale i na wyniki tych wyborów. Na początku 2020 r. zaczęła się pandemia COVID-19, a w lutym 2022 r. Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Konsekwencją obu tych wydarzeń był kryzys gospodarczy i finansowy, wzrost kosztów życia, a tym samym spadek popularności Partii Konserwatywnej. Przecież nie możemy interpretować tego, co się dzieje w gospodarce, nie biorąc pod uwagę sytuacji społecznej i politycznej. Nie da się odizolować brexitu i pominąć faktu, że w tym samym czasie mieliśmy na świecie dwa ogromne wstrząsy gospodarcze, prawda?

Poza tym wydaje mi się, że na wybory w Wielkiej Brytanii należy spojrzeć szerzej, z perspektywy europejskiej. W ciągu ostatnich kilku lat w Europie mieliśmy do czynienia z wielkimi zamianami politycznymi. We wrześniu 2021 r. wybory w Niemczech wygrała SPD, odsuwając od władzy CDU/CSU co było dość dużym wstrząsem politycznym. W październiku 2023 r. wybory w Polsce przegrał PiS, czyli nastąpiła kolejna zmiana. Objęcie rządów przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę jest świetnym przykładem politycznego zwrotu w bardzo podobnym czasie, a Polska jakby nie patrzeć, jest dość dużym graczem europejskim. To już nie są peryferie Europy.

— Oczywiście, że nie. Gdy rozmawiamy o porażce torysów w tych wyborach, musimy brać pod uwagę kilka rzeczy. Po pierwsze, Partia Konserwatywna rządziła przez czternaście lat, co jest niesamowicie długim okresem, szczególnie w dzisiejszych burzliwych czasach, gdzie wszystko zmienia się błyskawicznie. Demokracja polega na tym, że obywatele raz na jakiś czas wymieniają tych, którzy nimi rządzą. Niektórzy powiadają nawet, że polityków trzeba zmieniać równie często, jak skarpetki, by zachować pewną higienę. Myślę, że nastał moment zmiany — po prostu Partia Konserwatywna musi ustąpić miejsca i po prostu się zreformować.

— Partia Konserwatywna wypaliła się, wyczerpała się już chyba nawet cała jej „ławka rezerwowych”. Po premierach kalibru Davida Camerona czy Borisa Johnsona przyszedł czas na — delikatnie mówiąc — dużo gorszych szefów rządu, jak Liz Truss, która zresztą straciła mandat w swoim okręgu. Myślę, że Partia Konserwatywna musi wrócić do swych korzeni, zastanowić się nad tym, co i kogo oraz po co reprezentuje? Czternaście lat przy sterach to jest niesamowicie długi okres, każde ugrupowanie może zużyć się w takim okresie.

Warto też wspomnieć, że jedyny poseł polskiego pochodzenia w Izbie Gmin, konserwatysta Daniel Kawczynski, stracił mandat, a to może mieć negatywne skutki dla współpracy polsko-brytyjskiej na poziomie parlamentarnym, gdyż to on założył i patronował politycznej grupie parlamentarnej ds. współpracy z Polską — All Party Parliamentary Group on Poland.

— Życzę mu jak najlepiej jako mieszkaniec Zjednoczonego Królestwa, który wraz z rodziną korzysta z NHS, systemu szkolnictwa i całej tej infrastruktury, której poprawą zająć chce się rząd Partii Pracy. Nigdy nie głosowałem jednak na tę partię i mam ku temu swoje powody. Laburzyści mają w programie mnóstwo projektów, które są tak naprawdę absurdalne. Weźmy np. pomysł obłożenia podatkiem VAT czesnego za naukę w prywatnych szkołach. Według mnie to pomysł bazujący na zawiści klasowej i celujący w zawistnych nieudaczników, którzy nie rozumieją praw podaży i popytu rynku.

— Na szkołach, także prywatnych znam się stosunkowo dobrze i wiem, co się w nich dzieje, bo mam dzieci w wieku szkolnym. Obłożenie podatkiem czesnego szkół prywatnych może zmusić wielu rodziców do wycofania z nich dzieci. Proszę pamiętać, że miliarderzy wysyłają synów i córki do tych najlepszych, które i tak sobie poradzą. Wcielenie w życie tej obietnicy wyborczej uderzy najmocniej po kieszeni przedstawicieli klasy średniej, tych, którzy ciężko pracują na to, by móc lepiej wyedukować swoje dzieci. Konsekwencją jest już zwiększona presja na szkoły państwowe, czyli zupełnie odwrotny efekt od planowanego, prawda? No cóż, „wojna klasowa” to jest coś, co dobrze sprzedaje się w mediach, o konsekwencjach labourzyści nie myślą.

— Sprawa jest już zamknięta. Nie tylko politycy, ale i mieszkańcy Wielkiej Brytanii są bardzo przywiązani do procesu demokratycznego. Skoro w 2016 r. większość Brytyjczyków zagłosowała za wyjściem z UE, a po kilku latach od referendum stało się to faktem, żaden poważny polityk nie będzie tego podważał. Referendum jest wiążące, nie można ignorować jego wyniku, bo to byłby brak szacunku dla większości wyborców. W Wielkiej Brytanii to wyborca jest najwyższą instancją. Powtarzam, żaden poważny polityk nie będzie kwestionował skuteczności tak poważnego narzędzia demokracji, jakim jest referendum.

— To tak nie działa, przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Stąd też nikt na razie nie ma specjalnie ochoty na powtórzenie referendum niepodległościowego w Szkocji. Nie można przecież robić takich referendów jak Sowieci, czyli do skutku, żeby wszystko było po myśli tych, którzy pytają obywateli o zdanie.

— Myślę, że tylko w sklepach z kolekcjonerskimi alkoholami. Od czasu Brexitovki w moim życiu wiele zmieniło. Przede wszystkim przestałem zajmować się sprzedażą alkoholu, założyłem kilka startupów, byłem radnym z ramienia Partii Konserwatywnej i wróciłem do pracy w bankowości. Z polityki wycofałem się, choć poglądów politycznych nie zmieniłem. Koncentruję się na pracy zawodowej i rodzinie. Brexit to dla mnie temat zamknięty, szczerze mówiąc, nie mam już nawet na ten temat poglądów, poza tym, że oczywiście cieszę się, że udało się go przeprowadzić, mimo że niekoniecznie tak jak bym sobie tego życzył.

— To była wódka, przy której ludzie mieli celebrować pewne bardzo konkretne wydarzenie — brexit. W tej chwili nie mam niczego do celebrowania, więc stworzenie marki wódki upamiętniającej historyczne zwycięstwo Partii Pracy zostawiam komuś innego.

— No właśnie, zostawmy to komuś, kto dzisiaj bardzo się cieszy z tego, co się stało i ma okazje do celebrowania.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version