Nie mamy już zbioru norm, wobec którego wszystkie inne muszą się orientować i być mu podległe. Ta wielka filozoficzna zmiana zachodzi nie tylko w warstwie języka, ale w samej strukturze myślenia o świecie — mówi prof. Marcin Matczak, prawnik, specjalista w zakresie teorii i filozofii prawa w rozmowie z Marcinem Markowskim.

Prof. Marcin Matczak:Nie możemy bezwarunkowo przyjąć założenia, że wszystko: aksjologia, systemy normatywne, fundamenty naszej cywili­zacji, obróciło się w proch. Przypomina mi się cytat z Carla Schmitta, który w uproszczeniu brzmi tak: „Upada stare i ludzie bardzo się boją, że później powstanie pustka, w której nie można się odnaleźć. A przecież to nowe także przynosi ze sobą jakieś wartości. Jakiś system”. Owszem, są ludzie tęskniący dzisiaj za starymi wartościami, które niosła ze sobą na przykład religia, bo obawiają się, że jeżeli ona upadnie – jak mówił Kononowicz – „nie będzie niczego”. W pustce ludzie nie będą mieli czego się chwycić, zapanuje chaos i nihilizm. Ale są też tacy, który wychodzą z odmiennego założenia. Uważają, że jeżeli coś upada, najwidoczniej nadawało się do upadku.

— Cała paleta nowych rzeczy, z których można wybierać. Świeżych, aktualnych. Zawsze, gdy rozmawiam na te tematy z przedstawicielami nowej lewicy, słyszę, że upadek tradycyjnych norm to naturalny etap ewolucji społecznej i nie należy mu się sprzeciwiać.

— Ja uważam, że tak i że należy się temu sprzeciwiać. Ale najpierw trzeba zrozumieć ten proces, który dzieje się na naszych oczach. Upadek jednolitego systemu wartości oraz trudny do ogarnięcia pluralizm wartości to coś, co w swojej genezie jest o wiele starsze niż XXI wiek.

— Myślę, że trzeba wrócić do reformacji i wystąpień Marcina Lutra, a tak naprawdę do Jana Gutenberga i wynalezienia druku w XV wieku. Wtedy upadł monopol Kościoła na wiążącą wykładnię wiary, okazało się, że religię instytucjonalną można krytykować, a interpretacje Ewangelii odmienne od zdania papieża mogą wędrować pod strzechy. Później ta iskra rozpaliła całą serię wojen religijnych, pogłębiła rozwarstwienie i podziały polityczne, roztrzaskała na wiele kawałków lustro, w którym przez stulecia przeglądaliśmy się jako Europejczycy, widząc w przybliżeniu to samo. Gdy spojrzymy nieco dalej, czyli w wiek XIX, widzimy, że następuje wtedy jedna z naj­istotniejszych zmian filozoficznych, jaką można sobie wyobrazić, będąca konsekwencją tamtych właśnie wydarzeń. Upada wizja kartezjańska, wizja obiektywistyczna, będąca obietnicą stabilności poznawczej, na rzecz czegoś, co możemy nazwać perspektywizmem.

— Wiemy od Immanuela Kanta, że nie istnieje coś takiego jak jedna, obiektywnie dostępna nam rzeczywistość. Istnieją raczej jej ujęcia, których dokonuje nasz umysł. Fryderyk Nietzsche twierdził, że nie ma jednego, oficjalnego oglądu świata, który obowiązuje wszystkich – są tylko indywidualne perspektywy, do których wzajemnie chcemy się przekonać, często siłą. Perspektywizm czyni bardzo trudnym utrzymywanie, że istnieje uniwersalny system norm, a myślenie to dzięki XX-wiecznym filozofom, zwłaszcza postmodernistom, bardzo mocno przeniknęło światopogląd współczesnego człowieka. Nie tylko nie zgodzi się on z twierdzeniem, że istnieje jeden niezachwiany system normatywny, ale wręcz takie twierdzenie wyśmieje.

— Tak. Dlatego nie mamy już zbioru norm, wobec którego wszystkie inne muszą się orientować i być mu podległe. Ta wielka filozoficzna zmiana zachodzi nie tylko w warstwie języka, ale w samej strukturze myślenia o świecie. Na tym polega znaczenie wielkich filozofów, że choć niewielu z nas czyta dzisiaj „Krytykę czystego rozumu czy „Poza dobrem i złem, myślimy ich ideami. Pierwszy z brzegu uczeń liceum, zapytany, czy istnieje jedna słuszna interpretacja wiersza, odpowie z oburzeniem, że to wymysł polonistki. Przecież istnieje wiele interpretacji! I teraz wystarczy zmienić pytanie i zamiast „interpretacja wiersza” podstawić „wizja dobrego życia”. Idę o zakład, że usłyszymy coś w stylu: „Chyba pan zwariował. Istnieje wiele wizji dobrego życia, spośród których możemy sobie wybrać”. I kto ma z zewnątrz ocenić, która jest najlepsza? Do jakiego autorytetu mamy się odwołać? Na tym założeniu zbudowane jest popularne obecnie myślenie postmodernistyczne, ale nie tylko. Do wizji Kartezjusza i jego koncepcji, że oto istnieje jakiś punkt, z którego można obiektywnie obserwować i oceniać rzeczywistość, nie ma już powrotu. Nie ma „punktu widzenia Boga”, są tylko ludzie wrzuceni w świat, każdy ze swoją indywidualną perspektywą, wynikającą z konkretnego miejsca w czasie i przestrzeni. W tym sensie to jest chaos, bo jeżeli jako młody człowiek wchodzę w świat wielości wizji życia, skąd mam wiedzieć, co wybrać?

— W jakimś sensie miałbym łatwiej. Dostałbym na tacy jedną, niekwestionowaną i powszechnie uznawaną w moim kręgu kulturowym wizję świata. Teraz wchodzę do supermarketu idei. Przechadzam się po alejkach, oglądam to, co na półkach, i wybieram, co mi pasuje.

— Wielu twierdzi, że jest. Podobnie jak w przypadku wyborów konsumenckich, które coraz częściej są wypadkową algorytmów, reklamy, wyprzedzania i projektowania naszych decyzji oraz manipulacji klientem. W wielu przypadkach kupujemy produkty, które mają marketingowo wystarczającą siłę przebicia, ale niekoniecznie są najzdrowsze czy dla nas najlepsze. Ten stan wielości wyboru, jeśli trwa zbyt długo i każe nam podejmować decyzje zbyt często, może rodzić niepokój, o którym Erich Fromm pisał jako o „przekleństwie wolności” lub „ucieczce od wolności”. Gdybym urodził się w średniowieczu, nie musiałbym wybierać, bo nie było z czego. Ten stan rzeczy miał oczywiście swoje dobre i złe konsekwencje. A dzisiaj?

— Dokładnie tak. Dostojewski w „Poemacie o wielkim inkwizytorze zwraca uwagę, że problem ten często prowadzi człowieka do punktu, w którym z ulgą pozbywa się on wolności. Fromm rozkładał ten mechanizm na czynniki pierwsze przy okazji opisu działania systemów totalitarnych od strony psycho­logicznej. Wracając jednak do perspektywizmu: kluczowe jest zrozumienie, do czego on prowadzi. Jak czyni z każdego człowieka osobne uniwersum, w którym brakuje zewnętrznego, obiektywnego „punktu widzenia Boga”.

— Teraz mamy „mój punkt widzenia”. Nasz umysł konstruuje rzeczywistość, bo jak mówi Immanuel Kant – nawet jeśli istnieje jakaś obiektywna rzeczywistość, nie mamy do niej niezapośredniczonego dostępu. Patrząc na świat, już go konstruujemy. Nie mamy dostępu do noumenów, rzeczy samych w sobie. Widzimy tylko fenomeny – w uproszczeniu: pewne wizje tej obiektywnej rzeczywistości. Postrzegamy świat za pomocą swojego własnego „interfejsu”, a nie poprzez dotarcie do rzeczy obiektywnie istniejących. To prowadzi do subiektywizmu, do starego skądinąd twierdzenia, że to człowiek jest miarą wszechrzeczy – każdy postrzega świat na swój sposób. Nie ma nic obiektywnego. Bo czy obiektywnie istnieje na przykład kolor czerwony? Czy maki na Monte Cassino były rzeczywiście czerwone, skoro inne istoty, choćby owady, widzą świat zupełnie inaczej niż my? Czy stół, przy którym siedzimy, jest obiektywnie twardy?

— Już pal licho filozofię, ale nauki ścisłe mówią nam, że również czas i przestrzeń są względne. Zależą od punktu odniesienia, masy, prędkości obiektu. Nie ma „punktu widzenia wieczności”.

— A tu proszę, współczesna fizyka kwantowa pokazuje, że nawet atom można „rozpołowić”, znaleźć w nim kwarki czy bozony.

— Tak, te światy zaczęły się rozjeżdżać. Ontologicznie, czyli od strony poglądów na to, czym jest rzeczywistość, byt; epistemologicznie, czyli od strony tego, czy i jak możemy tę rzeczywistość poznać; oraz aksjologicznie, czyli od strony tego, jakie wartości powinny nam w życiu przyświecać. Dlate­go współcześnie, gdy ktoś taki, jak na przykład John Finnis, wybitny filozof prawa naturalnego, mówi, że istnieje nienaruszalny trzon natury ludzkiej, na który składają się konkretne wartości obecne we wszystkich kulturach, uznawany jest za relikt zamierzchłych czasów, niemal za taliba. Bo w sumie, dlaczego ma istnieć jakaś wspólna perspektywa?

Wspomniałeś o średniowieczu jako czasie jedności, ale nie jest tak, że wtedy ludzie nie mieli dylematów. Były schizmy, sekty, walki państw świeckich z Państwem Kościelnym. Choć dziś postrzegamy tę epokę przez pryzmat „czarnego PR-u”, który jest dziedzictwem oświecenia i marksizmu, nie był to czas bez kryzysów tożsamości.

Fragment książki „Jak zatrzymać koniec świata. Rozmowy o religii, prawie i polityce” prof. Marcina Matczaka i Marcin Makowskiego, wydanej przez Wydawnictwo Znak. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version