Nominacja docenta ekonomii Andrieja Biełousowa na ministra obrony Rosji może wydawać się dziwaczna. Stoi z nią jednak żelazna logika, bo Putin rozumie, że długa wojna wymaga sprawnej gospodarki.
Putin wykorzystał swoją ponowną inaugurację na stanowisku prezydenta Rosji do rekonstrukcji rządu. Ministrowie rosyjskiego rządu z premierem Michaiłem Miszustinem na czele to figury techniczne, a nie polityczne, bo realna władza skupiona jest w administracji prezydenta na Kremlu.
Ale w warunkach toczącej się od ponad dwóch lat pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie ranga jednego z ministrów – czyli ministra obrony – urosła szczególnie. Dlatego dymisja Siergieja Szojgu, którego zastąpi dotychczasowy wicepremier i minister gospodarki Andriej Biełousow wywołała sporą sensację.
Nic nie wskazywało, że Siergiejowi Szojgu coś zagraża. Na posadzie ministra obrony przetrwał porażkę blitzkriegu, którego Kreml oczekiwał w Ukrainie w 2022 r. i nawet pucz Prigożyna, który na dwie doby w czerwcu 2023 r. postawił Rosję na skraju wojny domowej. Putin jednak nie poddał się szantażom i propagandowym akcjom swojego owianego złą sławą kucharza i jednoznacznie stanął po stronie systemu władzy, do którego Szojgu należy od dobrych trzech dekad.
Wyraźnym sygnałem, że Kreml nie jest zadowolony z tego, jak funkcjonuje ministerstwo obrony, było aresztowanie pod koniec kwietnia zastępcy ministra obrony Timura Iwanowa. Był on protegowanym Szojgu na przestrzeni lat i wiernie podążał za nim wszędzie, gdzie polityczna kariera zaprowadziła tego ostatniego. Pełniąc funkcję wiceministra obrony, odpowiedzialnego za budowalne przedsięwzięcia armii – takie jak chociażby budowa słynnej podmoskiewskiej cerkwi sił zbrojnych, której ściany zdobią polichromie z wizerunkiem Stalina – Iwanow zbił fortunę. Nigdy nie miał też w zwyczaju krygować się ze swoim stylem życia miliardera. Mimo że pochodzący z korupcji majątek Iwanowa już dawno przykuł uwagę dziennikarzy śledczych, Putin na te doniesienia nie reagował i nie widział problemu w ostentacyjnym bogactwie wiceministra i jego rodziny. Iwanow, podobnie jak jego polityczny patron Szojgu byli nietykalni.
Dlatego niespodziewany i nagły areszt w kwietniu wzbudził lawinę domysłów, wśród których padały nawet podejrzenia, że Iwanow albo przebywający na Zachodzie członkowie jego rodziny, np. była żona, podjęli współprace z zachodnimi służbami. Ale o wiele bardziej prawdopodobna interpretacja była taka, że to sygnał wysłany do Szojgu i ministerstwa, za które odpowiada, że taki modus operandi jak w przypadku Iwanowa już nie obowiązuje, zwłaszcza, że na wojnie wciąż brak sukcesów. Sygnał został wysłany, a kozioł ofiarny w postaci Iwanowa został poświęcony, ale na tym się jednak nie skończyło.
Szojgu nie utrzymał się na stanowisku i doznał degradacji poprzez awans. Zastąpi Nikołaja Patruszewa na stanowisku sekretarza rady bezpieczeństwa. Ten organ od paru lat traktowany jest jako jeden z istotniejszych centrów decyzyjnych rosyjskiej władzy. Ale prestiżowe na pierwszy rzut oka stanowisko nie gwarantuje automatycznie żadnej władzy. Ta zależy od wpływów i charyzmy konkretnej osoby, która na fotelu sekretarza zasiada. A prawdziwe wpływy i kontrolę nad ogromnymi i ciągle rosnącymi w warunkach wojny przepływami finansowymi w ministerstwie obrony Szojgu właśnie stracił.
Wbrew pozorom z wojskowego punktu widzenia roszada na stanowisku ministra obrony nie jest wcale taka radykalna. Szojgu, mimo że paradował w mundurze obwieszony orderami, wcale wojskowym nie był i w rosyjskiej armii nie służył. Swoją polityczną karierę zawdzięcza mundurówce, którą sam tworzył w latach 90. Ministerstwo ds. nadzwyczajnych, które powołało własną służbę, przypominającą zmilitaryzowaną straż pożarną przysporzyło pochodzącemu z Tuwy politykowi wielu zwolenników i zapewniło wpływy w konsolidującym się systemie putinowskim.
To, że cywil – który nigdy nie miał do czynienia ze strukturami siłowymi – obejmie po Szojgu resort obrony, nie stanowi więc o jakiejś strategicznej rewolucji, raczej o podziale odpowiedzialności i usprawnieniu procesów. Putin doszedł do wniosku, że ze sprawami wojennymi i sytuacją na froncie poradzi sobie sztab generalny, a w ministerstwie obrony potrzebny jest zaufany człowiek, który zna się na pieniądzach. Bo Putin rozumie, że gospodarka jest kluczowym elementem wojny, zwłaszcza wojny na wyniszczenie.
Biełousow to człowiek, który ma zadbać, by na wojnę w Ukrainie i inne międzynarodowe awantury reżimu wystarczyło pieniędzy i zasobów. Putin może mu ufać, bo w odróżnieniu od tak zwanych systemowych liberałów skupionych wokół szefowej Banku Centralnego Elwiry Nabiullinej którzy wojnę uważają za zło konieczne, którego wpływ na gospodarkę i politykę fiskalną należy wszelkimi dostępnymi metodami neutralizować, Biełousow jest jastrzębiem, gotowym jednocześnie podnosić wydatki i geopolityczną stawkę.
Nowy minister obrony to z wykształcenia ekonomista-cybernetyk z długim stażem i tytułem naukowym. Gdy nie piastował funkcji politycznych, pracował w różnego rodzaju instytucjach badawczych, zajmujących się modelowaniem procesów gospodarczych. W ostatnim rosyjskim rządzie był pierwszym wicepremierem. Traktowano go jako człowieka Putina, który ma balansować i dyscyplinować premiera Miszustina na wypadek, gdyby ten ostatni zechciał budować jakieś realne polityczne wpływy.
Niezależny rosyjski portal Wiorstka, krótko po ogłoszeniu nominacji Andrieja Biełousowa na ministra obrony, powołując się na anonimowych rozmówców w gronie członków zgromadzenia federalnego, napisał, że Biełousow będzie putinowskim strażnikiem wojennej gospodarki, który ma pilnować szefa państwowej korporacji Rostech, której podlega przemysł zbrojeniowy Siergieja Czemiezowa, jego protegowanego i do niedawna gubernatora obwodu kaliningradzkiego Antona Alichanowa, który obejmie tekę ministerstwa przemysłu i handlu. Do tej pory tą działką zajmował się Denis Manturow, który zastąpi Biełousowa na stanowisku pierwszego wicepremiera rządu.
Dla Ukrainy, dla Polski i dla całego Zachodu ta ministerialna rosyjska roszada to zły znak. Szojgu był bowiem wybitnie złym menedżerem rosyjskiej armii, co dawało fory Ukraińcom. Biełousow to zaś człowiek, który nie tylko podziela putinowski światopogląd, ale umie liczyć pieniądze i organizować biurokratyczne i korporacyjne procesy. Putin stawia więc na usprawnienie armii poprzez przeorganizowanie jej tyłów – przemysłu zbrojeniowego i całej gospodarki. Ta ma w duchu pokrętnego keynesizmu służyć celom „specoperacji”, nieważne, ile czasu i zasobów będzie to wymagało. Nominacja Biełousowa to także reakcja na uruchomienie amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, która pozbawiła Kreml złudzeń, że możliwe jest złamanie Kijowa w krótkiej perspektywie. Dopóki sprawa wsparcia dla walczącego kraju miesiącami ważyła się w amerykańskich kongresie, Putin był przekonany, że już wygrał wojnę.
Pewną poboczną intrygą zmian na szczytach rosyjskiej władzy pozostaje los Nikołaja Patruszewa, bliskiego Putinowi człowieka, również wywodzącego się KGB. Nie wiadomo, jaką posadę zajmie po dymisji z funkcji sekretarza rady bezpieczeństwa i czy będzie to awans, czy raczej jakieś dekoracyjne stanowisko. To jednak dla Ukrainy, Polski i całego Zachodu kwestia poboczna. Kluczowa jest zaś taka, że odsunięcie Siergieja Szojgu i powołanie na stanowiska ministra obrony doświadczonego menedżera Andrieja Biełousowa przypieczętowuje proces przechodzenia rosyjskiej gospodarki na wojenne tory.