Pierwsze dwa lata życia są kluczowe. To, jak radzisz sobie z porażką i z emocjami z nią związanymi, zależy od tego, jak w okresie, gdy nie umiałaś mówić, wyrażałaś emocje niewerbalnie i jak bliska ci osoba je odczytywała i rezonowała z nimi w duecie z tobą — pisze w książce „Pozytywna furia. Czyli jak sięgać po więcej” Alicja Wysocka-Świtała.

Podnoszenie się po porażkach, od tych prozaicznych, jak oblany egzamin, po życiowe kataklizmy, jak bankructwo, dlatego jest takim trudnym procesem, że wiąże się z nim spektrum różnych emocji. Wyjaśnia mi to w rozmowie dr Magdalena Namysłowska. Porażka wiąże się z lękiem, złością, wstydem, zachwianiem wiary w siebie, czyli wszystkim tym, co jest nieprzyjemne. – Te bolesne emocje atakują twój umysł dokładnie tak, jakby nagle ktoś wrzucił ci do środka ze 100 dźgających gwoździ. Jeśli masz umiejętność przyglądania się, rozpoznawania i wytrzymywania własnych emocji i nie zostaniesz w nadmiarowym lęku, wstyd cię nie unieruchomi, złość cię nie zje i masz jakieś zasoby, żeby przepracować idącą z tym stratę, smutek, to jesteś w stanie zmierzyć się z porażką – podsumowuje dr Namysłowska.

Co sprawia, że mamy te umiejętności? Oczywiście część z nich możemy nabyć i właśnie o znalezieniu swoich metod na przepracowanie złości na porażkę i przekucie jej w coś budującego jest ten rozdział. Warto jednak pamiętać, że sposób, w jaki sobie radzimy z emocjami wiążącymi się z porażką, w ogromnej mierze zależy właśnie od tego, czy nasi rodzice umieli pomóc nam je „zamortyzować” w dzieciństwie, czy je raczej eskalowali albo z kolei wypierali.

Danuta Golec, psycholożka i psychoterapeutka, tłumaczy, że jesteśmy wyposażeni, żeby radzić sobie z porażkami, i, jak to określa, mamy „oprzyrządowanie”, od neurologicznego po psychologiczne, żeby się nie załamać. Pod warunkiem, że mamy opiekunów, którzy od początku starają się zabezpieczyć nasze potrzeby emocjonalne i objaśniać nam świat. Nawet jeśli dziecko nie rozumie słów, gdy w odpowiedzi na płacz pojawia się przytulenie lub jedzenie, to oznacza, że mama zrozumiała, czego ono potrzebuje. Wykształcamy sobie w ten sposób mechanizmy obronne i dzięki temu trudne emocje związane z porażką są po prostu jednymi z wachlarza emocji przeżywanych w życiu. Będą elementem naszego rozwoju, naszej drogi.

Danuta Golec podkreśla, że nie należy kategoryzować, że są tak zwane złe emocje. – Oczywiście smutek jest trudny, ale jeżeli jest naturalny jako odpowiedź na coś przykrego, co się wydarzyło, to trzeba go przeżyć. Trzeba przeżyć żałobę, trzeba przeżyć czasami furię, jeżeli ktoś przekroczy nasze granice – zaznacza terapeutka. Mówi również, że podłamanie się po porażce jest jak najbardziej naturalne. Ważne jest jednak, w jaki sposób podnosimy się z tego stanu, a to jest w dużej mierze zależne od tego, jak w dzieciństwie uczono nas podchodzić do porażek.

Pierwsze dwa lata życia są kluczowe. To, jak radzisz sobie z porażką i z emocjami z nią związanymi, zależy od tego, jak w okresie, gdy nie umiałaś mówić, wyrażałaś emocje niewerbalnie i jak bliska ci osoba je odczytywała i rezonowała z nimi w duecie z tobą.

Dr Magdalena Namysłowska wyjaśnia: – Spójrzmy na przykład dziecka, które jest niespokojne i z tego powodu jest mu źle. Dobra, uważna matka widzi dyskomfort dziecka, czyli trudne emocje – i zabiera je, potem przetwarza, czyli myśli o potrzebach swojego dziecka i o tym, co ono odczuwa, i oddaje te emocje w przetworzony sposób, czyli reaguje na jego dyskomfort przykryciem go, utuleniem, wyjaśnieniem mu danej sytuacji.

W ten sposób uczymy się, jak odnaleźć się w trudnym momencie, jak sięgnąć po pomoc i przede wszystkim, że porażka to element większej całości, przystanek, a nie meta. Dziecko dzięki takim doświadczeniom rozumie, że może sobie pozwolić na wyrażanie emocji, ponieważ zostaną one „zamortyzowane” opieką i zrozumieniem ze strony kogoś bliskiego. Koduje sobie w głowie, że wolno mu się frustrować, ponieważ obok jest wrażliwy, dostrojony opiekun, który zbyt trudną emocję przetworzy na wspierające działanie. W ten sposób, jak tłumaczy mi psychiatrka, dziecko doświadcza, że trudne emocje są częścią życia oraz że nie trzeba samotnie trwać w lęku lub dusić go w sobie. W dorosłym życiu taką funkcję przetwarzania trudnych emocji pełnimy dla siebie sami.

Z tych doświadczeń płynących z wczesnego dzieciństwa wynika, dlaczego jedne dzieci – i potem dorośli, którzy z nich wyrastają – traktują porażkę jako element życia i procesu dojrzewania, a inne jako koniec świata. Są osoby, które doświadczają porażki, ale ponieważ radzą sobie dobrze z emocjami, są w stanie ją pomieścić w swojej głowie, przetworzyć, zamienić na kreatywność. Myślą: „No dobra, muszę zrobić jakiś krok do przodu albo pójść inną drogą”. I to rodzaj zabawy z trudnym doświadczeniem. Dr Magdalena Namysłowska podkreśla zarazem, że z kolei ci, którzy zawsze kojarzyli porażkę z odrzuceniem przez rodzica czy jakąś formą rodzicielskiej dezaprobaty, nie wytworzą żadnego kreatywnego aparatu do przetworzenia trudnych emocji. Łatwiej im wziąć na siebie tę stratę, pochłonąć nieprzyjemne uczucie, zostać z nim i w efekcie stanąć w miejscu.

Potwierdza to bardzo ciekawe badanie profesorki psychologii na Uniwersytecie Stanforda Carol Dweck. Przeciwstawiła w nim dwa sposoby myślenia wpływające na sposób radzenia sobie z porażką: growth mindset (nastawienie na rozwój, wzrost świadomości), u którego podstaw leży traktowanie uczenia się jako ciągłego procesu, i fixed mindset (podejście stawiające na stałość, niezmienność). Profesorka wraz ze swoimi studentami przeprowadziła pionierskie badania, analizując sposób radzenia sobie uczniów z niepowodzeniami szkolnymi. Część uznawała niepowodzenie za element nauki, wierząc, że może się stać mądrzejsza dzięki porażce (growth mindset). Takie dzieci reagują na porażkę mobilizacją, mówią sobie: „Muszę coś zrobić, więcej czasu poświęcić nauce, spróbować zrozumieć zadanie”. Druga grupa reagowała bezradnością, rezygnacją, negacją, uznając, że coś jest nie tak z samym zadaniem, z wymaganiami nauczycielki, z nimi samymi (fixed mindset). Słowem, nie uznawała takiej porażki za lekcję, tylko za przeciwność lub dowód, że sobie nie radzą.

Carol Dweck odkryła, że te dwa podejścia przejawiają się później w dorosłym życiu innymi sposobami radzenia sobie z wyzwaniami oraz odmiennym traktowaniem własnego umysłu: jako ciągle rozwijającej się i uczącej maszynerii albo jak odlanej w betonie, niezmiennej i nienaruszalnej materii. Jeżeli uważamy, że nasz intelekt jest wynikiem uczenia się, a inteligencja jest zmienna i pomaga nam w osiąganiu celów, będziemy chcieli ją kształtować, również poprzez naukę wyciąganą z porażek. Jeżeli uważamy, że mamy do dyspozycji jedynie niezmienny zestaw cech i talentów, to pozostaje nam w obliczu porażki rozłożyć ręce i powiedzieć: „Widocznie tak już musiało być, nic z tym nie zrobię, a następnym razem będę takie sytuacje pomijać”. W ten sposób zrobimy życiowy „wycof” niczym alpiniści przed atakiem szczytowym rezygnujący z podejścia na górę wobec niebezpiecznych warunków atmosferycznych.

W ciekawej książce Innym głosem jest pokazane, że kryzys może być momentem przemiany, momentem rozwojowym, ale może nas też „zmrozić”. Jej autorką jest profesorka z Uniwersytetu Nowojorskiego Carol Gilligan, która przeszła już do klasyki literatury psychologicznej jako jedna z pierwszych dających tytułowy głos kobietom i analizująca właśnie kobiece, a nie męskie, podejście do moralności, niezależności i relacji. „Badania życia kobiet na przestrzeni czasu pokazują rolę kryzysu w procesie zmiany i podkreślają, jakie możliwości dla wzrostu i zwątpienia tkwią w rozpoznaniu porażki” – pisze Gilligan.

Badaczka analizowała podejście kobiet do trudnych sytuacji życiowych i wykazała, że w zderzeniu ze stresem często następowała u nich mobilizacja, żeby poprawić coś w swoim życiu lub zamknąć bolesny etap, chociaż często było to poprzedzone wewnętrznymi zmaganiami i przyspieszonym kursem dorosłości. Ważne było jednak otrzymanie wsparcia zewnętrznego, nawet w formie porady lekarza, oraz poczucie, że ktoś się o nie troszczy (i tu wracamy do wagi wychowania i tworzenia dziecku bezpiecznej strefy do przeżywania porażek). „Charakter ujawnia się podczas kryzysu” – mówi jedna z badanych przez Gilligan kobiet. Autorka książki klamruje rozdział o znamiennym tytule „Kryzys i przemiana” w podobnym tonie, w jakim Carol Dweck podsumowywała swoje badania: „Teza, że kryzys również tworzy charakter, to podstawa myślenia rozwojowego”.

Jakie z tego płyną dla ciebie wnioski dotyczące życia zawodowego? Jak możesz przełożyć tę wiedzę na przykład na staranie się o awans, wchodzenie w nieznane ci merytorycznie obszary, decydowanie o inwestycji we własny biznes? W jednym zdaniu: Warto, abyś popracowała, jeśli nie masz go „wdrukowanego” wskutek wychowania, nad podejściem growth, czyli wzrostowym, a nie fixed, czyli zabetonowanym. Jak pisze Catherine Cote w artykule Growth mindset vs. fixed mindset: what’s the difference?: „(…) jako aspirujący przedsiębiorca potrzebujesz podstawowych finansowych umiejętności, żeby stworzyć budżet twojej firmy i przygotować oświadczenia finansowe. Jeśli reprezentujesz podejście fixed, możesz pomyśleć: »Nigdy nie byłem dobry z matematyki, już nie mówiąc o oświadczeniach finansowych. Nie jestem stworzony do prowadzenia własnego biznesu«. Teraz wyobraźmy sobie tę samą sytuację, ale przy podejściu growth. Pomyślisz wtedy: »Nie mam doświadczenia w finansach, ale mogę przyswoić sobie i wyćwiczyć te umiejętności do momentu, kiedy poczuję, że już się do tego nadaję«”.

Zastanawiałaś się kiedyś, jakie sama masz podejście do radzenia sobie z porażką? Czy traktujesz ją jako potwierdzenie swoich braków i niedociągnięć, czy raczej jako informację zwrotną od świata zewnętrznego, że powinnaś zdobyć nowe umiejętności i próbować dalej? Czy po pierwszej, drugiej nieudanej próbie zarzucasz dalsze wysiłki i zajmujesz się czymś innym? A może próbujesz dalej, korygując swoje błędy, analizując uwagi, jakie otrzymałaś, jeśli oczywiście dany proces był na tyle uczciwy i złożony, że ktoś poświęcił czas na przekazanie ci rozwijających sugestii?

Pewnie różnie bywa. Nie za każdym razem możemy działać jak automat do przetwarzania danych, nie za każdym razem umiemy się od razu otrzepać i iść dalej. Wpływa na to oczywiście wychowanie, jak wyjaśniłam wcześniej, ale również moment w życiu, samopoczucie, nasza sytuacja zawodowa czy finansowa. Stabilność w życiu prywatnym także pomaga się odbudować po porażce, ale przecież i ona nie jest dana raz na zawsze, dlatego nie może od niej zależeć nasza umiejętność podnoszenia się po upadkach.

Jak rozwinąć umiejętność radzenia sobie z trudnymi sytuacjami albo wyrobić ją w sobie, jeśli nie wyniosłyśmy jej z domu? Ważne jest zrozumienie, że niepowodzenie to tylko element większego obrazka. To nie jest żadna prawda objawiona o nas, ujawnione nagle „papiery Pentagonu”. To po prostu kolejna informacja, czasem nieprzyjemna czy bolesna w odbiorze. Pomocne jest myślenie o porażkach w sposób, w jaki praktykuje to Agata Polityło. Agata podpowiada, że warto myśleć o porażkach jak o zbiorze danych użytych do zrobienia większego wykresu o naszej ścieżce zawodowej. Menedżerka mówi, że dodaje wnioski wynikające z niepowodzenia do „bazy danych” wszystkich sytuacji biznesowych, w jakich uczestniczy.

Dr Jarczewska-Gerc podsumowuje: wszystko jest kwestią nastawienia. Podkreśla, że większą część swoich nawyków czy przyzwyczajeń można zmienić lub skorygować. Psycholożka podaje przykład na to, jak można przepracować trudne wydarzenie: – Jednym z takich ćwiczeń na rozwój growth mindset jest zadawanie sobie pytania: jaki błąd dzisiaj popełniłam, który mnie czegoś nauczył? To powoduje, że demistyfikujemy błędy i czegoś się z nich uczymy. Podejście rozwojowe wpływa też na postrzeganie sukcesu: jesteś w procesie na krzywej uczenia się i uczysz się nieustająco, czyli nie kategoryzujesz każdego doświadczenia jako jednoznacznego sukcesu czy porażki, ale jako doświadczenie, które cię rozwija. – W ten sposób zawsze wygrywasz, ponieważ zawsze się czegoś uczysz – podsumowuje.

W takim ujęciu growth mindset nie jest kolorowaniem rzeczywistości, pocieszaniem się, że nic się nie stało, tylko próbą analizy, co poszło nie tak i jaki był tego powód. Dzięki temu rośniemy. Furia, która nas napędza do działania, zostaje wzmocniona przez wnioski, czyli wiedzę, w jaki sposób następnym razem podejść do zadania, mniej standardowo albo bardziej efektywnie.

Fragment książki „Pozytywna furia. Czyli jak sięgać po więcej” Alicji Wysockiej-Świtały wydanej przez Wydawnictwo Agora. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version