W związkach romantycznych, gdy przychodzi trudny emocjonalnie moment, każdy z nas wchodzi w różne role. Jedni domagają się większej bliskości, inni się wycofują. Nasze preferencje wpływają na zachowania i potrzeby, nie przynosząc dobrego rozwiązania konfliktu. Dlaczego trwamy w swoich rolach i co pozwoli nam zrobić krok ku bardziej spokojnemu życiu we dwoje?
To, jaką rolę podejmiemy w trudnych dla nas emocjonalnie momentach, kształtuje się na podstawie naszych pierwszych doświadczeń w relacjach z ważnymi osobami, indywidualnych potrzeb oraz wzorców zachowań, które pomagają nam radzić sobie z emocjonalnymi wyzwaniami.
W związkach gramy różne role i nierzadko bywa tak, że nie zmieniamy ich w trakcie trwania relacji: jedno domaga się więcej bliskości, a drugie woli przeczekać emocjonalną burzę w bezpiecznej, prywatnej ciszy.
Podczas sporów czy kłótni zazwyczaj jedna ze stron stara się rozwiązać problem natychmiast – pragnie rozmawiać, wyjaśniać, a nawet wyrażać silne emocje, ponieważ wierzy, że tylko w ten sposób przywróci spokój i bliskość w związku. Osobie tej zależy na wyrażaniu uczuć i konkretnej rozmowie, więc brak natychmiastowej reakcji partnera postrzega jako odrzucenie lub lekceważenie.
Z kolei druga strona przeważnie woli się wycofać, gdy rośnie napięcie – cisza lub zdystansowanie wydają się bezpieczniejsze niż narażanie się na zranienie czy przytłoczenie nadmiarem emocji. Takie zachowanie najczęściej wywołuje jednak u drugiego partnera jeszcze większy niepokój i przekonanie, że musi mocniej „naciskać”, by doprowadzić do rozmowy. W efekcie oboje wchodzą w błędne koło wzajemnych nieporozumień – jedno czuje się atakowane i jeszcze bardziej dystansuje, a drugie odbiera milczenie jako „karę” lub obojętność.
Najczęściej spotykanymi rolami w związkach partnerskich jest rola osoby „domagającej się” i rola osoby „wycofującej”. A temat sporu w zasadzie nie ma tu znaczenia. W pewnym sensie partnerzy mogą się kłócić o cokolwiek.
Newsweek Psychologia
Foto: Materiały wydawcy
Tylko ja się staram w tym związku
U osoby w roli domagającej się pragnienie bliskości staje się walką o przetrwanie relacji.
Osoba taka często przejawia takie stany emocjonalne, jak poczucie osamotnienia, niewysłuchania czy opuszczenia w chwilach konfliktu lub braku porozumienia. Bywa przekonana, że jej wkład w relację jest znacznie większy niż partnera, a problemy zostają na jej barkach. Zazwyczaj to ona inicjuje rozmowy, gdyż wierzy, że tylko w ten sposób można wypracować zmianę na lepsze. Charakterystyczny dla niej sposób myślenia to poczucie, że nie jest ważna, że partner nie liczy się z jej potrzebami lub że w najtrudniejszych momentach jest pozostawiona sama sobie. W tym stanie osoba domagająca się może stosować różne strategie, aby wywołać reakcję i nawiązać kontakt emocjonalny. Czasem polega to na stawianiu potrzeb drugiej strony na pierwszym miejscu, staraniach związanych z wyglądem, byciu wyrozumiałym i ustępliwym lub na modyfikowaniu własnych zachowań, które – w przekonaniu osoby domagającej się – mogą partnera drażnić. Kiedy jednak te wysiłki nie przynoszą oczekiwanego rezultatu, może się pojawić rozgoryczenie: „Tylko ja się staram w tym związku…” albo żal: „Wyginam się w każdą stronę, żeby cię uszczęśliwić, a ty nie jesteś w stanie zrobić dla mnie choćby jednej drobnej rzeczy”.
Strona domagająca się może uzewnętrzniać frustrację, krytykując drugą osobę za bycie nieczułą, egoistyczną czy niewystarczająco kochającą. Inną strategią jest nakłanianie drugiej strony do zachowań potwierdzających zaangażowanie i miłość („Chcę, żebyś zapraszał mnie na randki częściej”, „Jeśli ci na mnie zależy, nie wyjdziesz dziś z kolegami”). Przybierają one nieraz charakter reguł lub wymagań, które partner powinien spełnić.
W niektórych sytuacjach osoba domagająca się godzi się z tym, że jej potrzeby emocjonalne nie zostaną zaspokojone. Szuka wtedy zastępczych sposobów na uzyskanie wsparcia i bliskości (np. wśród przyjaciół). Jednak kontakty towarzyskie nie zastąpią rzeczywistego poczucia więzi w relacji intymnej – w efekcie może to tylko wzmóc dystans w związku i przyspieszyć jego rozpad. W sytuacji narastającej frustracji mogą też pojawić się ultimatum czy stanowcze deklaracje: „Jeśli znowu wyjdziesz beze mnie, z nami koniec”. Tego rodzaju pogróżki są czasem desperacką próbą wymuszenia zmiany w zachowaniu partnera.
Bardzo ważne jest, by zrozumieć, że strategie te nie wynikają z próby manipulacji partnerem. U ich podstaw leży realny lęk przed odrzuceniem, a nie chęć atakowania dla samego ataku. Jest to raczej rozpaczliwe wołanie: „Zależy mi, proszę, zrób coś, żebyśmy znowu poczuli więź!”.
Najczęstszym motorem napędowym osoby domagającej się jest ogromna obawa przed pustką emocjonalną i brakiem wzajemności. Cisza, obojętność czy wycofanie partnera odbierane są jako zagrożenie dla poczucia bezpieczeństwa i bliskości. W rezultacie rodzi się silna potrzeba działania – podejmowane są próby sprowokowania partnera do rozmowy, okazywania uczuć lub wspólnego rozwiązywania problemów.
Osoby domagające się kontaktu w związku zazwyczaj wykazują cechy lękowego stylu przywiązania, który często wynika z doświadczeń zdobytych w dzieciństwie. W rodzinach, w których atmosfera emocjonalna była chwiejna lub warunkowa, dziecko mogło się nauczyć, że uwaga i troska rodziców pojawiają się tylko wtedy, gdy głośno protestuje, dramatycznie prosi o wsparcie albo nieustannie domaga się bliskości. Taka sytuacja sprawia, że w dorosłości pojawiają się intensywny lęk przed odrzuceniem oraz silne pragnienie zapewnienia sobie trwałej więzi. Utrwala się przekonanie, że miłość trzeba nieustannie „wywalczać” lub „wymuszać”, w przeciwnym razie zostanie ona odebrana. Właśnie dlatego osoby o lękowym stylu przywiązania tak szybko reagują niepokojem na wszelkie oznaki dystansu lub milczenia ze strony partnera.
Jeśli postąpię właściwie, będą spokój i poczucie bezpieczeństwa
U osoby w roli wycofującej się potrzeba bezpieczeństwa staje się ucieczką od bliskości.
Osoba taka na ogół doświadcza frustracji, poczucia utknięcia w martwym punkcie, bezradności, a także niepokoju czy obaw, że jest niewystarczająca. Stoi za tym lęk, aby nie zawieść partnera, przed brakiem akceptacji oraz poczucie bycia „złym rozmówcą”, który nie potrafi sprostać oczekiwaniom. Wewnętrzne emocje często eskalują, ale pozostają niewypowiedziane – osoba wycofująca się izoluje się z własnym cierpieniem i zamiast szukać wsparcia w drugiej osobie, chroni się, ograniczając kontakt. Milczenie, złość lub wyjście z sytuacji wydają się wówczas jedynym sposobem na uniknięcie przytłaczających uczuć.
Główną przyczyną takich reakcji jest strach i chęć ochrony siebie przed zranieniem, wstydem, poczuciem winy czy porażki.
Osoba wycofująca się koncentruje się raczej na tym, by „spełnić oczekiwania” partnera i tym samym uniknąć krytyki. W jej głowie rodzi się myśl: „Jeśli postąpię właściwie, będzie spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jeśli zrobię coś źle, spotkam się z atakiem i rozczarowaniem, a to tylko wzmocni moje poczucie bycia niewystarczającym/niewystarczającą”.
Zdarza się również, że strona wycofująca się skupia się na konkretnych działaniach (np. szuka „technicznego” rozwiązania konfliktu), zamiast mówić o tym, co naprawdę czuje. Niestety, dla strony domagającej się sam „plan naprawczy” bez emocjonalnego zaangażowania może się okazać niewystarczający.
Istnieje kilka charakterystycznych sygnałów wskazujących na to, że dana osoba może przyjmować w relacji rolę wycofującej się.
Po pierwsze, nasilone poczucie presji, lęku, przytłoczenia lub wstydu. Częste pojawianie się myśli w rodzaju: „Czuję się niewystarczająco dobry/a”, „Znowu zrobiłem/am coś nie tak” czy „Jestem kompletnie zagubiony/a i nie wiem, co czuć”.
Po drugie, używanie zdań typu: „Nie rozumiem, o co ci chodzi, czuję się zdezorientowany/a”, „Przesadzasz, nie widzę tu prawdziwego problemu”, „To i tak nie ma sensu, bo nigdy nie potrafię zrobić czegoś właściwie”.
Po trzecie, strategia unikania zamiast rozwiązywania konfliktu. Podczas napięć lub kłótni pojawia się tendencja do milczenia, odsuwania tematu na później, wycofywania się emocjonalnego lub fizycznego.
Po czwarte, myślenie: „Wystarczyłoby, żeby mój partner dał mi spokój i się nie złościł”. Pojawia się przekonanie, że gdyby tylko druga strona nie naciskała, życie stałoby się znacznie prostsze i pozbawione stresu.
Tym, co osoba wycofująca się najczęściej wynosi z wczesnych etapów życia, jest poczucie, że ze swoim bólem jest sama i nikt nie jest w stanie (lub nie chce) jej pomóc. Z czasem uczy się, że izolacja oraz poleganie wyłącznie na sobie skuteczniej chronią przed rozczarowaniem i zranieniem. W dorosłej relacji ta obrona przybiera formę dystansu: „Jeśli nie otworzę się w pełni, mniej mnie zaboli, kiedy coś pójdzie nie tak”. Z zewnątrz często wydaje się, że to wyłącznie osoba domagająca się zmaga się z obawami o bezpieczeństwo w relacji, natomiast wycofująca się sprawia wrażenie niewzruszonej czy opanowanej. W rzeczywistości obie strony mają podobne lęki – różnica polega na odmiennych sposobach ich regulowania.
Strategie przetrwania w rolach
Osoba domagająca się reaguje nadmiernym pobudzeniem (hiperaktywacja), podejmując próby utrzymania lub odzyskania bliskości. Z kolei wycofujący się najczęściej zamyka się w sobie i tłumi przywiązanie (hipoaktywacja), wyłączając lub znieczulając potrzeby emocjonalne, ponieważ nie ufa, że ktoś okaże realne wsparcie. Stan, w którym wycofujący się sprawia wrażenie spokojnego, często jest w rzeczywistości efektem dużego napięcia wewnętrznego i wymaga od niego znacznego nakładu energii psychicznej. W badaniach nad reakcjami na silny stres bywa to porównywane do odruchu „zastygnięcia” (ang. freeze) – strategii przetrwania, która pozwala zminimalizować ryzyko dodatkowego zranienia.
W momencie gdy osoba wycofująca się ucieka w milczenie lub fizycznie oddala się, druga strona (zwłaszcza jeśli jest domagająca się) odbiera to jako sygnał odrzucenia i potwierdzenie, że nie jest istotna w oczach ukochanej/ukochanego. Taka interpretacja pogłębia z kolei frustrację i złość strony domagającej się, która zaczyna atakować, usilnie próbując wymusić reakcję. Niestety, to sprawia, że wycofująca się czuje się jeszcze bardziej nieadekwatna i krytykowana, co tylko wzmacnia jej mechanizm obronny – i błędne koło się zamyka.
Niezależnie od formy zachowań – czy chodzi o „logiczne argumenty”, przerzucanie odpowiedzialności, doraźne załagodzenie sporu, czy całkowite odcięcie się – kluczowym celem wycofującego się jest zachowanie stanu pozornego spokoju w relacji. Dla niego samopoczucie partnera bywa wyznacznikiem bezpieczeństwa: gdy ten przestaje atakować, można odetchnąć z ulgą. Niestety, w dłuższej perspektywie taka strategia oznacza ciągłe odkładanie trudnych spraw na później i utrudnia budowanie autentycznej bliskości.
Zrozumienie specyfiki ról domagającej się i wycofującej jest pierwszym krokiem ku bardziej spokojnemu życiu we dwoje. Najważniejszym elementem zmiany dla osoby domagającej się bywa przeniesienie nacisku z gniewu na faktyczne uczucia, które kryją się za maską złości. Kiedy osoba domagająca się zdoła w bezpieczny sposób ukazać swój smutek, samotność i tęsknotę za uwagą, wzrasta szansa, że partner to zauważy i inaczej na to zareaguje.
Innym istotnym krokiem jest uświadomienie sobie, jak własne zachowania (nawet jeśli całkowicie zrozumiałe z perspektywy osoby domagającej się) mogą oddziaływać na drugą stronę, dodatkowo ją raniąc i powodując jeszcze mocniejsze wycofanie. Zmiana nie polega na udawaniu, że nie ma problemu, lecz na świadomym komunikowaniu się z większą wrażliwością i otwartością – zarówno na swoje emocje, jak i na emocje partnera.
Aby przerwać ten cykl, kluczowe jest zrozumienie, że w głębi duszy również osoba wycofująca się pragnie bliskości, lecz boi się odrzucenia i braku akceptacji. Przełom może nastąpić, gdy zdecyduje się pokazać partnerowi swoje uczucia i lęki – zamiast milczeć lub uciekać, może nazwać swój stan: „Czuję się przytłoczony/a”, „Boję się, że i tak cię zawiodę”. Wówczas domagający się ma szansę zauważyć prawdziwe emocje, a nie tylko mur obojętności. Z perspektywy pracy nad związkiem istotne jest, aby wycofujący się zyskał przestrzeń i odwagę do wyrażania własnych emocji i potrzeb, zamiast w nieskończoność rezygnować z siebie w obawie przed konfliktem. Chodzi tu o naukę akceptowania i komunikowania pragnień (np. „Chcę czasem pobyć sam, ale to nie znaczy, że cię odrzucam”) oraz obaw („Boję się, że znowu zrobię coś nie tak i cię zawiodę”).
Otworzenie się na rozmowę o potrzebach i obawach pozwala obojgu partnerom zbudować zrozumienie, które jest pierwszym krokiem do przełamania spirali nieporozumień i odbudowy bliskości.
Matylda Porębska — psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, prowadzi terapię par i terapię indywidualną w Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Od wielu lat prowadzi też stacjonarne warsztaty dla par. Jest autorką gier i narzędzi psychologicznych wspierających budowanie bliskości w związkach. Wydała dwie gry: „Otwarcie” oraz „Razem”