Szok wywołany atakiem na Crocus City Hall w Moskwie powoli wygasa. Pozostają pytania, dlaczego rosyjski wywiad i służby bezpieczeństwa nie udaremniły zamachu. Te wątpliwości są niewygodne także dla Władimira Putina.

Rosja jest w żałobie z powodu tragedii, która wydarzyła się 22 marca. Zginęło co najmniej 137 osób. Media państwowe podały, że rannych zostało 360 osób, w tym 11 dzieci.

Moskwa obwiniła Ukrainę, ale Kijów uznał te oskarżenia za „absurdalne”. Odpowiedzialność za atak wziął na siebie ISIS-K, oddział grupy bojowników Państwa Islamskiego. Amerykański wywiad zasugerował, że za zamachem stoi ekstremistyczna organizacja, która działa głównie w Afganistanie, Pakistanie i Iranie. Sprzeczne sygnały z Moskwy wskazywały na „radykalnych islamistów”, jednocześnie zrzucały winę na USA i Ukrainę.

Dochodzenia są w toku. Nie zmienia to faktu, że rosyjskie służby bezpieczeństwa i wywiad znajdują się pod ostrzałem. Eksperci coraz głośniej pytają, dlaczego FSB, agencja będąca następcą radzieckiego KGB, której zadaniem jest walka z terroryzmem, nie udaremniła zamachu.

– Atak był znaczącą porażką rosyjskiego wywiadu i organów ścigania — ogłosił amerykański Institute for Study of War (ISW).

Eksperci sugerują, że powodem jest widzenie tunelowe. Wszystko na Kremlu podporządkowane jest Ukrainie, więc uwaga FSB była podzielona, a ISIS-K się prześlizgnęło. Analitycy twierdzą, że jest to coś, co raczej się nie zmieni.

W ubiegły piątek czterech napastników podjechało pod Crocus City Hall krótko przed godziną 19:00 czasu moskiewskiego — relacjonował przewodniczący rosyjskiego komitetu śledczego Aleksander Bastrykin podczas spotkania z wysokimi rangą urzędnikami i prezydentem Rosji Władimirem Putinem.

Według Bastrykina napastnicy czekali ponad godzinę, aż publiczność wejdzie do sali. Następnie otworzyli ogień do ludzi na ulicy w pobliżu budynku.

— Po wejściu do holu budynku, a następnie do sali koncertowej, kontynuowali strzelanie do wszystkich obywateli, których zauważyli, niezależnie od płci i wieku — powiedział Bastrykin. Dodał, że podpalili budynek przed opuszczeniem go tuż po godzinie 20:00.

Ale według USA ostrzeżenia pojawiły się kilka tygodni wcześniej.

— Na początku tego miesiąca rząd USA miał informację o planowanym ataku terrorystycznym w Moskwie, potencjalnie wymierzonym w duże zgromadzenia, w tym koncerty — powiedziała dzień po ataku rzeczniczka rady bezpieczeństwa narodowego Białego Domu Adrienne Watson. Co ciekawe, Amerykanie twierdzą, że przekazali te informacje władzom rosyjskim, a także wydali publiczne oświadczenie do obywateli amerykańskich w Rosji w dniu 7 marca.

W publicznie dostępnym ostrzeżeniu stwierdzono, że ambasada USA w Moskwie „monitoruje doniesienia o tym, że ekstremiści planują zaatakować duże zgromadzenia w Moskwie, w tym koncerty”. Zalecono obywatelom USA trzymanie się z dala od takich zgromadzeń przez kolejne dwa dni.

Stosunki między Moskwą a Waszyngtonem są wprawdzie napięte od dziesięcioleci, ale nie jest jasne, dlaczego rosyjski wywiad i agencje bezpieczeństwa niewiele zrobiły z tymi informacjami. FSB oświadczyła na początku maja, że udaremniła atak na synagogę w Moskwie. Zamachowcy mieli być powiązani z ISIS.

Eksperci powszechnie wskazują błędne ukierunkowanie. Kreml odsuwa na bok inne zagrożenia, aby skoncentrować się na wojnie w Ukrainie i kampanii oczerniania zachodnich zwolenników Kijowa.

— FSB od kilku lat koncentruje się na Ukrainie, a także USA i Wielkiej Brytanii — powiedział Ivan Stupak, były oficer kijowskiej służby bezpieczeństwa, który doradza komisji bezpieczeństwa narodowego, obrony i wywiadu ukraińskiego parlamentu.

– FSB, wraz z rosyjskim wywiadem wojskowym i zagranicznymi służbami wywiadowczymi, nie zwracała uwagi na Bliski Wschód w tym czasie — potwierdził „Newsweekowi” Stupak. — Myślę, że to kwestia priorytetów Kremla.

Według Calluma Frasera, pracownika naukowego specjalizującego się w rosyjskim i euroazjatyckim bezpieczeństwie w brytyjskim think tanku Royal United Services Institute, FSB nie jest ani pozbawiona personelu, ani niedofinansowana.

— Teraz praktycznie każdy aspekt został wepchnięty w działania wojenne — powiedział „Newsweekowi” Fraser. — Do pewnego stopnia możemy powiedzieć, że odwrócili oczy od walki z terroryzmem, nie całkowicie, ale z pewnością o wiele bardziej niż w ciągu ostatnich 10 lat — powiedział Fraser.

— Na Kremlu mógł pojawić się sceptycyzm. Podejrzewali, że ostrzeżenia były dezinformacją — dodał Fraser.

Kilka dni przed atakiem rosyjska państwowa agencja prasowa Tass opublikowała materiał, w którym prezydent odrzucił zachodnie ostrzeżenia przed atakiem jako „prowokacyjną” próbę niepokojenia Rosji.

— Wszystko to przypomina jawny szantaż. Zamiar zastraszenia i zdestabilizowania naszego społeczeństwa — twierdził Putin.

Moskwa unikała wypowiadania się nt. swoich operacji. Odpowiadając na pytania, czy atak ujawnił błędy w służbach bezpieczeństwa i wywiadu, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział mediom, że „niestety nasz świat pokazuje, że żadne miasto, żaden kraj nie może być całkowicie odporny na zagrożenie terroryzmem”.

Oficjalna linia była jednak zagmatwana i sprzeczna. Zamiast uznać zagrożenie niezwiązane z wojną w Ukrainie i zagłębić się w skomplikowaną dynamikę w Azji Środkowej, Putin powiedział w poniedziałek, że „zbrodnia została popełniona przez radykalnych islamistów”, ale starał się powiązać USA i Ukrainę z incydentem.

Rosyjskie media państwowe podały, że czterech mężczyzn podejrzanych o przeprowadzenie ataku pochodziło z Tadżykistanu, czyli kraju o historycznych powiązaniach z Rosją, którego obywatele odgrywają znaczącą rolę w rosyjskiej gospodarce. Mężczyźni pojawili się w sądzie pod koniec weekendu, nosząc widoczne ślady tortur. Kreml odmówił komentarza w tej sprawie.

Następnego dnia szef FSB Aleksander Bortnikow obwinił Waszyngton, Londyn i Kijów. Najwyższy rosyjski urzędnik ds. bezpieczeństwa i kluczowy sojusznik Putina, Nikołaj Patruszew, starał się zrzucić winę na Kijów.

Aleksander Łukaszenka, prezydent Białorusi i silny zwolennik Putina, podkopał nieco narrację Kremla, mówiąc, że napastnicy nie uciekli w kierunku Ukrainy, ale w kierunku jego kraju.

– Nie ma absolutnie żadnych dowodów na to, że rząd Ukrainy miał cokolwiek wspólnego z tym atakiem — ogłosił Biały Dom.

– Władze Moskwy nie do końca wiedzą, jak pogodzić swoje operacje informacyjne z rzeczywistością niepowodzeń wywiadu i egzekwowania prawa — stwierdził we wtorkowej analizie think tank ISW.

Konsekwencje ataku są dla FSB niejasne. Fraser powiedział, że prawdopodobnie bardziej widoczna będzie ochrona w budynkach, ale wojna w Ukrainie nadal będzie zajmować dużo czasu służbom.

Dodał, że jest mało prawdopodobne, aby reputacja FSB uległa pogorszeniu lub załamaniu, ale trudno będzie jej dokonać relokacji zasobów.

Tekst opublikowany w amerykańskiej edycji „Newsweeka”. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweek Polska”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version