„Dostaje 70 propozycji atrakcyjnych partnerek, ale uważa, że żadna mu do pięt nie dorasta”. O tym, jak randkują Polacy opowiada psycholożka Barbara Strójwąs.

Barbara Strójwąs*: – Chodziło o to, żeby odwrócić obowiązujący trend, zejść z ilości na jakość.

– Odejść od tego, że się bezmyślnie przegląda w aplikacjach kolejne twarze i zacząć dopasowywać się pod względem kryteriów. Klienci naszego biura randkowego, a jest ich w tej chwili w Warszawie około tysiąca, wypełniają na początku kwestionariusz, który ma ponad 50 pytań i pozwala dobrać potencjalnego partnera według zaznaczonych kryteriów. To może być na przykład chęć posiadania dzieci czy kwestie związane z wiarą. Potem klient dostaje propozycje spotkania z osobą, która jest z nim kompatybilna.

– Ludzie nie są przyzwyczajeni do tego typu randkowania, więc rzadko dają szansę tak wybranemu kandydatowi. Często jest tak, że ktoś patrzy na zdjęcie i mówi: ta osoba nie jest ze mną kompatybilna.

– Wyłącznie. Widzę bardzo dużo sytuacji, które są moim zdaniem pokłosiem randkowania na Tinderze. Często klienci mają do mnie pretensje, że minęły już dwa miesiące, a oni wciąż kogoś nie poznali. Mają wymagania, którym ciężko jest sprostać. Tinder i inne aplikacje randkowe nauczyły ich, że z tych miejsc, które w założeniu miały służyć do budowania relacji, można korzystać jak ze zwykłych sklepów. I kiedy dostają możliwość randkowania w innym stylu, bardziej na spokojnie, odczuwają niepokój i złość.

– Bo otwartość na poznanie kogoś jest często jedynie deklaratywna. Natomiast kiedy trzeba by ją wdrożyć w życie, to już się okazuje, że wcale nie ma chęci poznawania kogoś nowego. Kiedy dwie osoby zdecydują, że chciałyby się poznać, mogą skorzystać z przygotowanych przez nas kart, które ułatwiają rozmowę. Tyle tylko, że stosunkowo mało osób dociera aż do tego punktu. Z dużą przykrością obserwuję, jak to wygląda.

– Na przykład pan, który dostaje 70 propozycji atrakcyjnych potencjalnych partnerek, uważa, że one wszystkie mu do pięt nie dorastają. A jednocześnie na Tinderze nie udało mu się sparować z kimkolwiek. Randkowanie to jest taka materia, w której bardzo trudno jest zadowolić wszystkich. Klienci chcieliby kogoś poznać, ale potem piszą do mnie, że nie dostali żadnych dopasowań. Ale jak sprawdzam twarde dane w systemie, to okazuje się, że owszem, mieli od nas dopasowane do ich potrzeb propozycje, tylko je odrzucali. Albo mają bardzo wysokie wymagania, które trudno spełnić.

– Piszą, że na stałe zajmują się dorosłym dzieckiem z niepełnosprawnością. I trudno im zrozumieć, że dla potencjalnego partnera jest to w jakiś sposób ograniczające, nie pisze się na tak trudną życiową sytuację. Podobnie, gdy zgłasza się do nas samodzielna matka z trójką dzieci. Albo pan, który jako kryterium podaje, żeby partnerka w wieku blisko 50 lat nie miała, broń Boże, obwisłych piersi, bo to jest dla niego nie do przejścia. Nie wiem, jak miałabym sprawdzić, czy potencjalna kandydatka spełnia to wymaganie. Takich kwiatków jest naprawdę sporo.

– Mówią: szukam kogoś, z kim będę szczęśliwa. Kogoś, kto mi się będzie podobał, z kim będę mogła robić ciekawe rzeczy. Tylko że to są ogólniki, dorośli ludzie powinni wiedzieć o sobie więcej. Jest takie fajne porównanie, że jak młodzi ludzie się ze sobą spotykają, to jest trochę jak startup. Próbują władować w związek jakiś kapitał i czekają, co z tego będzie. Natomiast kiedy łączą się dwie dorosłe osoby, bardziej to przypomina fuzję. Bo oni zastanawiają się, czy ta fuzja przyniesie im korzyści, czy może kapitału, który do tej pory zgromadzili, za chwilę ktoś nie roztrwoni. Biorą pod uwagę więcej czynników niż tylko to, czy ktoś im się podoba, czy nie. Niestety myślę, że jesteśmy bardzo mało świadomi tego, czego szukamy. I mało otwarci na to, by trochę zainwestować na początku w relację, poświęcić jej czas i energię. Winię za to znowu Tindera, bo ludzie się przyzwyczaili, że ma być szybko, łatwo w obsłudze. I że można randkować w sumie nie wiadomo po co, bo to jest rodzaj kompulsywnego zachowania. Przeglądamy sobie czyjeś zdjęcia i nawet niespecjalnie nas interesuje, co z tą osobą możemy zrobić.

– Nie wierzę w to, że osoba, która chce faktycznie kogoś poznać, nie wymięknie psychicznie, kiedy będzie szła na trzydziestą, czterdziestą czy pięćdziesiątą randkę. I wiele razy doświadczy odrzucenia, ghostingu, czyli nagłego zniknięcia albo innych trudnych sytuacji. Trzeba się raczej zastanowić, na czym to pokolenie, które chodzi teraz na randki, było wychowane. Bo nauczono nas, że trzeba przedstawić się w jak najlepszym świetle. Potem weszliśmy gwałtownie z tego płytkiego etapu, w etap terapeutyzowania wszystkiego.

– Że każdy przepracowuje teraz swoje traumy z dzieciństwa, sprawdza swoje style przywiązania i języki miłości, oczywiście mniej lub bardziej udolnie. Wahadło się odchyliło od powierzchni do głębi. I to też nie pomaga ludziom w randkowaniu. Dawniej po prostu się podrywali, próbowali zrobić na sobie nawzajem jak najlepsze wrażenie. A dzisiaj idą na randkę i już na wstępie każdy wchodzi w buty terapeuty, który będzie oceniał, jaki ktoś ma styl przywiązania: lękowy, bezpieczny czy może lękowo-unikający? A może ta osoba ma toksyczną relację z matką i pomaga to zdiagnozować 30-sekundowy filmik na TikToku? Być może niedługo znajdziemy jakiś złoty środek, ale na razie Tinder nie pomaga.

– Trzeba zacząć od tego, by sobie szczerze powiedzieć, czego chcę. Czy jestem gotowa na związek? Czy chcę w niego zainwestować? Czy może po prostu chodzę na randki i to jest trochę jak z odchudzaniem co roku w styczniu: mam 3 kilo za dużo, kupuję karnet na siłownię, ale wcale nie mam motywacji do rozwiązania problemu? Jest bardzo dużo osób, które mówią, że trudno im znaleźć partnera, ale niewiele robią, żeby to zmienić. Niestety ludzie po prostu nie potrafią się komunikować. Nie potrafią nazywać tego, co mają w sobie, określić swoich oczekiwań i potrzeb. Bardzo mnie cieszy trend, który się teraz mocno rozwija, że jednak coraz więcej się mówi o emocjonalności mężczyzn. O tym, że oni też są coraz bardziej świadomi swoich potrzeb. I że powoli przestajemy już mówić, że tylko kobiety są wspaniałe, świadome, wszystko mają przepracowane, a chłopcy są nieporadni i prości w konstrukcji.

– Zmniejszyć dysonans pomiędzy tym, co deklarujemy, że chcemy, a tym, co faktycznie jesteśmy w stanie zrobić. Czyli na przykład mówimy, że chcemy otwartej komunikacji, ale jednocześnie od drugiej randki udajemy, że jesteśmy zajęci, nie możemy się umówić na kolejną. Wszystko po to, żeby sobie ktoś nie pomyślał, że nam za bardzo zależy. Gdzie tu jest logika? Jeżeli mówię, że chcę mieć relację, w której się otwarcie komunikuję i która jest oparta na zaufaniu, to dlaczego od pierwszej chwili zaczynam robić wszystko, żeby to zaufanie podkopać albo żeby utrudnić komunikację? Albo mówię, że chcę kogoś, kto mnie zaakceptuje razem z moimi potrzebami, ale jednocześnie na tyle jestem niepewna tych potrzeb albo nie umiem sobie poradzić z potencjalnym dyskomfortem, który mnie spotka, kiedy się odsłonię, że w końcu nic nie mówię. Ukrywam swoje potrzeby głęboko, więc druga osoba nie ma o nich pojęcia.

Nie umiemy obsługiwać relacji, tylko wchodzimy w nie, licząc na to, że jakoś pójdzie. No nie pójdzie. Małżeństwa, w których poszło albo miały szczęście i udało im się przetrwać, albo się rozwodzą, kiedy tylko dzieci się wyprowadzą z domu.

– Podstawa to komunikacja. I nie tylko na takim poziomie, że potrafimy do siebie pisać, ale że potrafimy też rozmawiać. Tak, że jesteśmy w stanie drugiej osobie powiedzieć, czego konkretnie od niej chcemy, na czym nam zależy. Oczywiście nie chodzi o to, by oświadczyć, że ma zrobić to i to. Tylko jeżeli z czymś jest nam źle, to powinniśmy mieć też świadomość, czego potrzebujemy, żeby było dobrze. Bo niestety bardzo często mamy pretensje, ale nie wiemy, jak ta druga strona miałaby naprawić sytuację. Poza tym trzeba się nauczyć okazywać emocje. I znowu nie chodzi tylko o to, by powiedzieć: jestem wkurzony, zły lub zadowolony. Trzeba umieć mówić o rozczarowaniu, o wstydzie i lęku. Dalej jest jeszcze umiejętność przechodzenia przez konflikt. Większość mężczyzn unika konfliktów. Wolą powiedzieć: dobra, zapomnijmy o tym, co było. Pogodzimy się i już nie ma tematu. Ale temat jest, tylko zamieciony pod dywan. Szkoda, bo przecież konflikty rozwijają związki.

– Zdecydowana większość kobiet w pokoleniu, które teraz buduje relacje, przejęło wzorce z domu. Jesteśmy pokoleniem nieobecnych ojców, bo nawet jak byli w domu fizycznie, to emocjonalnie ich nie było. Była silna mama, która mówiła córce: musisz na sobie polegać, na chłopa nie można liczyć. Dostałyśmy obraz ojca jako nieporadnego, niesamodzielnego mężczyzny. Ciężko odnaleźć w tej narracji szacunek, raczej wyrażenie oczekiwań w dosyć agresywny sposób, polski facet jest często kastrowany. Mamy więc z jednej strony festiwal bardzo różnych, często wzajemnie się wykluczających oczekiwań kobiet, które jednak chciałyby partnera. Tylko w sumie, po co im jest potrzebny, skoro tak sobie świetnie ze wszystkim same radzą? A z drugiej strony mamy mężczyzn, którzy dostają po uszach za patriarchat narzucający im, jak powinni się ubierać, a nawet jak przeżywać emocje. I nawet ci, którzy z patriarchatem walczą, obrywają za to, jak mężczyźni traktowali kobiety dwieście lat temu. Pomieszanie z poplątaniem. Powinny chyba powstać specjalne szkoły, które uczyłyby obsługi relacji.

– Widzę tę nadzieję w tym, że przestajemy patrzeć na kobiety i mężczyzn przez pryzmat stereotypów i usztywnionych ról społecznych. Zaczynamy widzieć w sobie wzajemnie po prostu ludzi. Bo owszem, różnimy się płcią, różnimy się emocjami, ale wszyscy jesteśmy ludźmi i musimy próbować się porozumieć. Jestem szczęśliwa, że duży wysiłek wykonują tu mężczyźni. Tylko również od kobiet będzie to wymagało większej otwartości, opuszczenia gardy i zaprzestania ciągłej walki ze wszystkim. Moment, w którym się wchodzi w relację i trzeba się odsłonić, jest przełomowy. Trzymanie gardy chroni, ale też nie pozwala poczuć, jak pięknie i blisko można z kimś być.

– Czasami myślę, że byłoby łatwiej, gdyby istniał swoisty randkowy kodeks, który by przewidywał, że jak dwoje ludzi idzie na randkę, to potem mają scenariusz postępowania. Kto się odzywa jako pierwszy, kto i kiedy odpowiada. Sytuacja byłaby prostsza, jaśniejsza. Bo na razie rządzą złote rady w rodzaju: udawaj niedostępną, nie pokazuj zbyt wcześnie, że ci zależy. Problem w tym, że mężczyźni mają podobnie, też słyszą, że nie powinni pokazywać, że im zależy. I znowu mamy paradoks: kiedy ktoś pokazuje drugiej osobie, że jest ważna, że mu na niej zależy, że ją uwzględnia w swoim życiu, najczęściej jest traktowany jak desperat.

– Szczerze mówiąc, średnio. W naszym biurze pracujemy teraz nad tym, by poszerzyć działalność edukacyjną. Tak, żeby ten element edukacyjny był wstępem do randek.

Barbara Strójwąs* jest psycholożką, prowadzi na Instagramie profil „Trudna sztuka” obserwowany przez ponad 230 tys. osób. Jest też założycielką biura randkowego.

www.trudnasztuka.pl

www.instagram.com/trudnasztuka

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version