Odpoczynek jest niezbędny w mądrym byciu rodzicem. Na co dzień jednak zmuszamy nasz mózg do wysiłku ponad miarę. Niewolimy się obowiązkami, które na siebie nakładamy. To wszystko ma służyć nam i naszym dzieciom, ale tak naprawdę nie służy. Jak doświadczyć mocy głębokiego odpoczynku?

Czasami półprawdy przysłaniają nam pełen obraz sytuacji. Dotyczy to choćby przemiany naszego rodzicielstwa – z gonitwy pełnej poczucia winy i rozszalałych emocji w pogodne dostrajanie się do procesu życia i rozwoju – dziecka i naszego własnego. Prawdziwy rozwój bowiem bierze się z odpoczynku.

Dzieci fizycznie rosną podczas snu, a my wzrastamy, gdy nasze mózgi wchodzą w tryb PRAWDZIWEGO wytchnienia. Jak wyjść poza błędne wyobrażenia o relaksie rodzica, by doświadczyć mocy głębokiego odpoczynku – rewitalizującej nasze zasoby?

Kiedy w naszym rodzicielstwie ma szansę rozgościć się znacznie więcej ukojenia, naturalnych dla nas pasji i poczucia, że wiele spraw rozwiązuje się „samo”, a my płyniemy z pełnym życia nurtem?

Wyobraźmy sobie błądzenie w labiryncie – zmieniamy kierunki, natrafiając na ścianę. Konfrontujemy się z tym, że droga, którą obraliśmy, to ślepy zaułek, więc musimy np. skręcić lub mocno się cofnąć. A gdybyśmy stanęli przed jedną ze ścian i uparcie twierdzili, że tu jest wyjście i wystarczy tylko dalej napierać? Każdy z nas w swoim rodzicielstwie co najmniej raz w taką ścianę walił głową – powtarzając dziecku setny raz, by zaczęło sprzątać pokój, zaharowując się w pracy, a w domu oczekując od siebie, że będzie ostoją spokoju i wypełni czas z dzieckiem wspaniałą, kreatywną zabawą.

Dobrze jest znać swoje potrzeby, ale jeszcze lepiej – swoje zasoby i ograniczenia. Ile ja mogę z siebie dać? Bywa, że za wszystkie nasze ambitne cele płacimy zbyt drogo. Może za wizję idealnego rodzica oddaliśmy swoje pasje, tożsamość, radość z rodzicielstwa i sens życia.

Prawdziwe wytchnienie to uwolnienie się od naszych wyobrażeń na temat tego, jak powinniśmy się zachowywać jako rodzice. Na przykład od tego, że dobra matka jest zawsze pozytywnie nakręcona, zawsze uśmiechnięta. Gdy pozwolimy sobie na bycie autentyczną, bycie sobą w każdej sytuacji, wierząc, że to WYSTARCZAJĄCE dla naszego dziecka, poczujemy wielką ulgę.

Odpoczynek to nie jedynie przerwa w pracy, dłuższy sen w weekend, poczytanie w fotelu przy kominku. To może nas zrelaksować, jednak nie zadziała w pełni bez wolności od tego, co nas dręczy. By mózg prawdziwie odpoczywał, też potrzebuje przerw w pracy. A lista zadań, które mu zlecamy, jest długa. To np. czas, kiedy bodźcujemy się, przeglądając smartfon, oglądając kolejny odcinek serialu, sprawdzając aktualności w social mediach. To konfrontuje nasze umysły z olbrzymią dawką nowych informacji, czyli wyrzutami dopaminy. Zmusza mózg do wysiłku ponad miarę.

Niewolimy się też obowiązkami, które na siebie nakładamy. To ważne, by dzieci miały dostęp do wszechstronnego rozwoju i możliwość korzystania z dodatkowych zajęć. Jednak czy nie ważniejsze są chwile spędzone razem? Wyprawa do muzeum, rozmowy podczas spacerów w parku, oglądanie staroci na targu?

Jako rodzice nakładamy dziś na siebie też kajdany wielu instrukcji i szkoleń. Cenimy rozwój jednostki. Czasem rozumiemy go jednak opacznie. Dobrym rodzicem nie staniemy się po lekturze poradnika. Od pierwszych chwil życia swojego dziecka nosimy w sobie najwspanialszego dlań rodzica. Z najważniejszymi instrukcjami przychodzimy już na świat – z instynktem opiekuńczym i zdolnością do głębokiej miłości. Ale jakie warunki sprzyjają aktywacji tych dobrych kodów, a jakie je dezaktywują?

Przeprowadzono badanie, w którym sprawdzano hojność przechodniów – proszono ich o jałmużnę. Okazało się, że nasza empatia znacznie maleje przez… pośpiech. Wyłączamy wtedy uważność na potrzeby dziecka i swoje, miękkość w głosie, zdolność dostrojenia emocjonalnego do rozmówcy itd. Często spieszymy się, bo wierzymy, że tak trzeba. Jak pisali Katarzyna i Piotr Radii w materiałach szkoleniowych programu wsparcia rozwoju InnerMastering: „Wszystko robimy po to, by żyło nam się lepiej, niestety bardzo często w sposób, który nam nie służy”.

Na jakich aktywnościach jako rodzice spalamy się, choć nie są odpowiedzią na potrzeby naszych dzieci? I jakie działania mogą zatem dać wytchnienie nam i naszemu dziecku? Relacyjna psychologia rozwojowa sporo tu podpowiada – od uśmiechu z rana i ciepłego przytulenia, poprzez wspólne picie herbaty i rozmawianie o niczym, po rodzinną naukę tańca, nikomu niepotrzebnego, ale przynoszącego radość.

Specjalizująca się w temacie odpoczynku dr Saundra Dalton-Smith pisze: „Odpoczynek ma na celu odbudowę, regenerację tych części organizmu, które ulegają wyczerpaniu, tracą energię, gdy wykonujemy różne czynności, będące częścią naszego życia”. Różne części nas potrzebują jednak różnego odpoczynku.

Odpoczynek emocjonalny ma dać ośrodkom emocjonalnym przerwy od pracy. W jakim obszarze emocje mają najwięcej zadań do wykonania? To „obróbka” sytuacji związanych z relacjami społecznymi, zwłaszcza tymi bliskimi. Dr Gordon Neufeld zdefiniował ten wysiłek jako „pracę na rzecz więzi”. To zachowania, poprzez które dążymy do budowania lub podtrzymania poczucia bliskości.

W relacji z dziećmi taką pracę powinniśmy brać na siebie właśnie po to, by dzieci mogły zaznawać emocjonalnego wytchnienia. Naszą rolą jest troszczenie się o potrzeby więzi – proponowanie wspólnego spędzania czasu, oferowanie wsparcia, zrozumienia, wyrażanie miłości do dziecka czy też dawanie mu wskazówek.

My, dorośli, również potrzebujemy takiego bezpieczeństwa w bliskich relacjach z innymi dorosłymi. Potrzebujemy doświadczać relacji, w których nie musimy być jedynymi odpowiedzialnymi za bliskość. Nie musimy wciąż nadskakiwać, dążyć do kontaktu, dopasowywać się, spełniać wszelkich oczekiwań, walczyć o aprobatę i o miłość. Możemy po prostu być. I to, jacy jesteśmy, jest dla tej relacji wystarczające. Ta wolność od konieczności nieustannej pogoni za bliskością przynosi nam wytchnienie na najgłębszych poziomach naszego Ja, dodając sił do mierzenia się z wyzwaniami rodzicielstwa.

W pewnej kampanii społecznej przeprowadzano rekrutację do pracy. Opis stanowiska brzmiał: praca 24 h, konieczność dźwignięcia wszelkich stanów emocjonalnych podwładnych, brak przerw w pracy, brak czasu na prysznic. Oczywiście chodziło o rodzica opiekującego się małymi dziećmi. Rola opiekuna jest tak wymagająca, że potrzebujemy mieć w niej zmiennika. By móc zaznać wytchnienia od konieczności dbania o wszystko – od zdrowego obiadu, poprzez odrabianie lekcji, aż po udzielanie wsparcia emocjonalnego dziecku, bycia odpowiedzialnym i świadomym zagrożeń. Wytchnienia od konieczności poświęcania się dla dziecka. Tak, potrzeby naszych dzieci są dla nas najważniejsze. Jednak nienaturalne jest to, że często wówczas nasze potrzeby nie są przez nikogo zaspokajane. Bywa, że karmiąca matka nie śpi całą noc, a w ciągu dnia i tak musi sama ugotować sobie obiad.

Jako gatunek jesteśmy wysoce społeczni – ewoluowaliśmy do empatycznych, wrażliwych i łagodnych stworzeń. Opieka nad dziećmi to zadanie wspólnotowe, a nie jednostkowe. Często naszym zmiennikiem jest drugi rodzic, jednak nie zawsze to wystarcza.

Jak możemy więc przeorganizować swoją codzienność tak, by w życiu naszych dzieci więcej było dorosłych, biorących za nie odpowiedzialność? Dorosłych, którym zależy na tyle, że my możemy porzucić tryb troski? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i nierzadko wiąże się z koniecznością wprowadzenia w życiu naprawdę dużych zmian. Tylko że odpoczynek to nie luksus, na który czasem warto sobie pozwolić, lecz podstawa dobrostanu i zdrowia – somatycznego i emocjonalnego.

Jednym z objawów niezdolności do wejścia w tryb prawdziwego odpoczynku jest odczuwanie na co dzień niepokoju, napięcia czy też pobudzenia. Często wówczas sięgamy po tymczasowe rozwiązania – tabletkę przeciwbólową lub nasenną, wizytę u masażysty, a nawet tak zdrowy przecież sport. Objawami syndromu, który nazywam „zawodowym rodzicem”, jest nieustanne poczucie winy, że robimy za mało, że za krótko się z dzieckiem bawiliśmy i że jesteśmy „nie dość”. Są to wyrzuty sumienia więzi – właśnie one sygnalizują nam często wyczuwane instynktownie potrzeby naszych dzieci.

Ale praw natury nie oszukamy – by móc efektywnie działać, trzeba odpoczywać. Może zatem w kolejnym tygodniu rodzicielstwa, zamiast zawieźć dzieci na korepetycje z angielskiego, zabierzmy je i siebie samych na spacer po lesie? Spójrzmy w chmury, posłuchajmy szumu drzew i szeptów tych wrażliwych serc, które mamy pod opieką. A w drodze powrotnej pośpiewajmy razem w aucie. Może nawet… po angielsku?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version