Niepłodność męska i kobieca to choroba jak każda inna i jak każdą inną powinniśmy leczyć. Postęp medycyny jest ogromny, ale nie załatwi za nas wszystkiego. Kumulacja złego stylu życia, czynników środowiskowych i kulturowych nie sprzyjają posiadaniu potomstwa.
Specjaliści stawiają sprawę jasno: leczymy pary, bo natura dość sprawiedliwie rozłożyła problemy z prokreacją na obie płcie. U kobiet najczęstszymi są zaburzenia hormonalne, owulacyjne, endometrioza oraz problemy z jajowodami i macicą. A u mężczyzn – niedobory nasienia, zaburzenia hormonalne, problemy z funkcjonowaniem jąder czy zaburzenia erekcji. Zrozumienie przyczyn jest kluczowe dla skutecznej diagnostyki i leczenia niepłodności. Duża część przypadków to tzw. niepłodność idiopatyczna, gdzie nie udaje się znaleźć konkretnej przyczyny, ale i to nie przekreśla marzenia o własnym potomstwie.
Taki mamy klimat
Jednym z najważniejszych czynników wpływających na płodność jest wiek. Kobiety są najbardziej płodne w wieku 20-25 lat, mężczyźni między 30. a 35. rokiem życia. Świadome przesunięcie w czasie decyzji o dziecku może być przyczyną problemów w przyszłości. Rezerwa jajnikowa u kobiet spada z wiekiem, a nowych komórek jajowych nie przybędzie. Wraz z wiekiem rośnie też ryzyko błędów genetycznych w pozostałych komórkach jajowych. U mężczyzn płodność zaczyna spadać ok. 45.-50. roku życia. I nie chodzi tylko o ilość i jakość plemników, ale także skuteczność zapłodnienia.
O ile dla 30-latki szansa na urodzenie zdrowego dziecka po in vitro wynosi ok. 70 proc., to dla 40-latki spadnie do ok. 30 proc.
Wśród przyczyn obniżenia płodności eksperci jednym tchem wymieniają siedzący tryb życia, alkohol, papierosy i narkotyki, a także złą dietę, która prowadzi do otyłości. Pojawia się tzw. tłuszcz szczęścia, a wytwarzane przez niego hormony negatywnie wpływają na prokreację. Wraz z rosnącym BMI u kobiet rośnie ryzyko zaburzeń owulacji, a u mężczyzn spada jakość nasienia. W Wielkiej Brytanii leczenie niepłodności zaczyna się od odstawienia napojów słodzonych i fast foodów. Niektórym to pomaga, jak też zrzucenie zbędnych kilogramów.
Siła złego na jednego
Badania wskazują na negatywny związek zanieczyszczenia środowiska na płodność kobiet i mężczyzn. Toksyny zawarte w smogu u kobiet mogą doprowadzić do zmniejszenia rezerwy jajnikowej oraz wcześniejszej menopauzy, a u mężczyzn zaburzać gospodarkę hormonalną. Mają wpływ na poziom testosteronu oraz pracę jąder, jakość plemników i ich ilość.
W ostatnich dekadach specjaliści odnotowują dramatyczny spadek jakości nasienia. Plemniki bywają nieruchome, uszkodzone, mają złamaną albo podwójną witkę i słabo się przemieszczają. Maleje męska siła zapłodnienia. Coraz częściej w spermie jest zmniejszona zwartość plemników. Do tego dochodzi problem męskiego chromosomu Y – jedno z ramion zaczyna robić się cieńsze. Nie wiadomo, do czego to doprowadzi. – W Polsce 50 tys. mężczyzn w ogóle nie ma plemników w ejakulacie – mówi dr n. med. Łukasz Kupis, androlog, specjalista urolog.
Jedną z przyczyn problemów z brakiem plemników są żylaki powrózka nasiennego. – To najczęstsza modyfikowalna przyczyna męskiej niepłodności, którą można zoperować – mówi dr Kupis. Można też pobrać plemniki z jądra i dzięki metodzie ICSI, polegającej na mikroiniekcji plemnika do komórki jajowej, doprowadzić do zapłodnienia.
Mała armia najlepszych fighterów
Jedną z najprostszych metod leczenia niepłodności jest inseminacja. Procedura ta polega na specjalnym przygotowaniu spermy – odseparowaniu ruchliwych plemników i zagęszczeniu nasienia. – Tworzy się małą armię najlepszych fighterów, którym skracamy drogę do celu – mówi dr Dorota Kuśnierczak, specjalista ginekolog-położnik, kierownik medyczny Invimed w Poznaniu. Następnie nasienie podawane jest cieniutkim cewnikiem bezpośrednio do jamy macicy. Brzmi dobrze, ale jak podkreśla dr Kuśnierczak, skuteczność tej metody wynosi zaledwie 10 proc. Zazwyczaj wykonuje się trzy inseminacje. Metoda ta jest dobrym rozwiązaniem dla par, które mają trudności ze współżyciem oraz w przypadku konieczności skorzystania z nasienia od dawcy. Wtedy jej skuteczność wzrasta do około 15 proc.
Za komplementarną metodę leczenia niepłodności została uznana akupunktura, która wywodzi się z medycyny Wschodu. O ile medycyna Zachodu łączy choroby z konkretnymi narządami, to zdaniem chińskich medyków choruje całe ciało. Niepłodność zatem nie jest chorobą jajnika, macicy czy jąder, lecz całego organizmu, w którym panuje nierównowaga. Czynnikiem, który może do niej doprowadzić, jest stres. – Stymulując odpowiednie punkty, możemy przywrócić równowagę organizmowi, a przede wszystkim obniżyć poziom napięcia nerwowego. Akupunktura absolutnie nie zastąpi leczenia. Jest dodatkiem do pozostałych metod – mówi dr Kuśnierczak, certyfikowana ekspertka od akupunktury.
In vitro
Dla wielu par jedynym sposobem, aby spełnić marzenie o rodzicielstwie, jest in vitro. U kobiet wskazaniem do tej procedury są zaburzenia jajeczkowania połączone z zespołem policystycznych jajników, endometrioza III i IV stopnia, problemy z jajowodami, przedwczesna menopauza czy wygasająca rezerwa jajnikowa. – Stymulujemy jajniki, aby uzyskać kilka-kilkanaście komórek jajowych, które zapładniamy – mówi dr Kuśnierczak. – Mamy też pewność, że pod względem rozwojowym zarodek jest prawidłowy. Ocena embriologiczna zarodka wykonywana jest od dnia zapłodnienia aż do 5. dnia rozwoju.
Dzięki in vitro nawet przy bardzo obniżonych parametrach nasienia dochodzi do zapłodnienia. – Są mężczyźni dotknięci brakiem plemników, czyli azoospermią. U połowy z nich po wykonaniu biopsji udaje się pozyskać plemniki z jądra i mogą oni zostać ojcami – mówi dr Kupis.
In vitro to procedura inwazyjna i nie jest to zabiegiem „na życzenie”. Jej skuteczność spada waz z wiekiem. O ile dla 30-latki szansa na urodzenie zdrowego dziecka po in vitro wynosi ok. 70 proc., to dla 40-latki spadnie do ok. 30 proc.
Do tej pory in vitro dla wielu par było finansowym wyzwaniem. Od 1 czerwca 2024 r. zapłaci za nią państwo. Refundacja obejmie nie tylko tradycyjne in vitro, ale też dawstwo komórek jajowych, zarodków dla par i pacjentów z chorobą onkologiczną. Wśród kryteriów ubiegania się o finansowanie jest 12 miesięcy starań o dziecko i wiek: dla kobiet do 42. roku życia korzystających z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia oraz do 45. roku życia, jeśli korzystają z dawstwa oocytów lub zarodka; a do 55. roku życia dla mężczyzn.
Sztuczna macica i matka zastępcza
W związku z obniżaniem się płodności mieszkańców Zachodu lekarze ogromne nadzieje wiążą ze sztuczną macicą. Nad tą technologią pracują naukowcy z Children’s Hospital of Philadelphia. Uczeni na początku 2017 r. zaprezentowali swój wynalazek – szczelnie zamknięty plastikowy worek wypełniony wodami płodowymi i połączony z zestawem urządzeń, z których jedno ma kontrolować temperaturę, drugie – wzbogacić krew w tlen i składniki odżywcze, a jeszcze inne – monitorować tętno płodu.
Zdaniem wielu antropologów, jeśli nie uda się opracować sztucznej macicy, co może być bardzo trudne ze względu na skomplikowany układ hormonalny, być może w przyszłości jako gatunek, żeby przetrwać, będziemy musieli skorzystać z pomocy innych naczelnych np. szympansic. Zwierzęta będą pełnić funkcję surogatek – chodzić w ciąży i rodzić ludzkie dzieci, ale i tu są złe wiadomości. Obniżenie płodności stwierdza się nie tylko u człowieka, ale także u wielu gatunków zwierząt.
Jako gatunek rozmnażamy się słabo. W Polsce co trzecia młoda para ma kłopoty z poczęciem dziecka, więcej mężczyzn ma problemy z płodnością niż cukrzycę. Według Światowej Organizacji Zdrowia o niepłodności mówimy, gdy po roku regularnego współżycia, czyli 2-3 razy w tygodniu przy braku antykoncepcji kobieta nie zachodzi w ciążę. Szacuje się, że ten problem dotyczy ok. 15 proc. ludzi w wieku rozrodczym, czyli blisko 1,5 mln par w Polsce.

